Szef Amber Gold Marcin P. tuż przed przeszukaniami, które prowadziła w jego firmie i mieszkaniach ABW, chciał sprzedać przynajmniej jedną czwartą posiadanego przez siebie złota, czyli około 15 kilogramów wartych 2,5 miliona złotych. Pieniądze ze sprzedaży miały trafić na konto jego teściowej. Do transakcji jednak nie doszło.

Pełnomocnik Amber Gold chciał sprzedać złoto w gdańskim oddziale NBP. Mężczyzna pojawił się z nim w oddziale banku dokładnie tydzień temu, w poniedziałek, na dwa dni przed przeszukaniami w firmie. Towarzyszyła mu żona Marcina P. NBP, ze względu na tajemnicę bankową, nie ujawnia, w jakiej postaci było złoto. Jak jednak nieoficjalnie ustalił dziennikarz RMF FM Tomasz Skory, kruszec nie miał jednolitej formy, były to także wyroby ze złota.

Po kilkugodzinnych wyjaśnieniach, z których wynikało, że złoto należy do firmy skupującej kruszce tylko od osób fizycznych, oddział NBP odmówił transakcji, a o próbie jej zawarcia poinformował ABW, prokuraturę, a także Generalnego Inspektora Informacji Finansowej. Pełnomocnictwo z poleceniem przelewu należności między innymi na konto osoby prywatnej, teściowej Marcina P., zostało zatrzymane.

P. zarabiał ogromne pieniądze

Małżeństwo P. wypłacało sobie gigantyczne pieniądze z Amber Gold. Tylko Marcin P. w ubiegłym roku na umowach zlecenie "zarobił" ponad 9,7 mln złotych - ujawnił dzisiaj "Wprost". Tygodnik donosi także, że szefowie Amber Gold mogli być słupami dla ludzi schowanych w cieniu.

Dziennikarze "Wprost" ustalili też, że dopiero w połowie lipca delegatura Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Gdańsku sporządziła plan śledztwa. Co ciekawe, nie dotyczy ono całej działalności państwa P., a tylko jednego z wątków. A dokładnie przestępstwa, które miało być popełnione do 15 maja 2012 r. Chodzi o kwotę 25 mln zł. Amber Gold miało wprowadzić w błąd swoich klientów. Wpłacali oni pieniądze na zakup złota, a w rzeczywistości spółka przeznaczała pozyskane środki na inne cele. Podstawą wszczęcia śledztwa było zawiadomienie banku BGŻ z 15 maja 2012 r. Bankowcy podejrzewali, że Amber Gold może prać brudne pieniądze.

Przyjaciel "Nikosia" w tle

Śledczy badają także, skąd mogły pochodzić pieniądze na start. W sprawie pojawia się nazwisko biznesmena z bogatą przeszłością Mariusza O. Wielu jego przyjaciół to trójmiejscy gangsterzy, m.in. nieżyjący Nikodem S. ps. Nikoś.

Zakładamy, że mogli być chronieni przez ludzi służb, którzy mają wpływy w organach ścigania, wymiaru sprawiedliwości i świecie polityki - wyjaśnia śledczy, którego cytuje tygodnik.

Łagodna prokurator

O wyrokach na Marcina P. szeroko rozpisywała się prasa. Nie dziwi więc, że dziennikarze pytają kto "zawalił" sprawę. W gdańskiej prokuraturze Amber Gold zajmowała się prokurator. Barbara K. Jej decyzje są rzeczywiście zastanawiające. 15 grudnia 2009 roku dostaje zawiadomienie z Komisji Nadzoru Finansowego, która zarzuca spółce prowadzenie działalności bankowej bez zezwolenia. Pani prokurator odmawia wszczęcie śledztwa, umarza postępowanie. Robi tak choć sąd wytyka jej m.in., że nie ustalono źródeł finansowania Amber Gold. Nie weryfikuje ani nie zabezpiecza dokumentów spółki. Sąd nakazuje prowadzić sprawę dalej, prokurator zamawia opinię biegłych. Jest styczeń 2011 roku. Po półtora roku pisma nie ma, a pani prokurator nie naciska na eksperta, by się pośpieszył. W tej chwili pani prokurator jest na zwolnieniu chorobowym. "Do pracy najpewniej nie wróci" - usłyszeli dziennikarze w prokuraturze.

Gdzie jest złoto?

Podczas śledztw okazało się, że nie ma śladu po dużych ilościach złota, które rzekomo kupował Marcin P. Prezes Amber Gold pokazał śledczym jedynie fakturę opiewającą na zakup kruszcu za nieco ponad 145 tysięcy. A przecież Amber Gold przyjął setki milionów złotych od swoich klientów - ludzie lokowali swoje pieniądze w "złote lokaty".

Gdy śledczy pytali państwa P. o majątek, ci stwierdzili, że mają na koncie 17,5 mln złotych, 15 mln w pożyczkach, które udzielili i 120 kg złota, nieruchomości na ponad 30 mln samochody i inny majątek.

Podczas przeszukań ABW znalazła w mieszkaniach 57 kg złota, kilogram platyny oraz srebro - mniej niż kilogram.

Agenci weszli do mieszkań P., bo ci dali im pretekst

Agenci ABW i prokuratorzy weszli do mieszkania Katarzyny i Marcina P., bo w końcu śledczy mieli pretekst. Prezes spółki złożył w sądzie rejestrowym potwierdzenie przelewu, które wygląda na podrobione. Śledczy wreszcie mogą dobrać się do papierów Amber Gold.