Trzy lata więzienia grożą byłym prokuratorom wojskowym, którzy prowadzili śledztwo po pacyfikacji kopalni „Wujek” w czasie stanu wojennego. IPN oskarża ich o celowe utrudnianie i tuszowanie sprawy tak, by milicjanci winni śmierci górników nie zostali ujawnieni. Proces byłych prokuratorów ruszył przed Wojskowym Sądem w Warszawie.

Śledztwo ws. pacyfikacji w kopalni „Wujek” prokuratura wojskowa umorzyła po miesiącu "z uwagi na brak ustawowych znamion przestępstwa"; przyjęto bowiem tezę o obronie koniecznej milicjantów.

Umorzenie sprawy pacyfikacji w kopalni Wujek było absurdalne – udowadniał dziś oskarżyciel. Milicjanci mieli działać w obronie koniecznej, tyle tylko nie ustalono kto użył broni – mówił. W umorzeniu nie wskazano, kto strzelał. Nikt z funkcjonariuszy nie zeznawał ponadto w ten sposób. Wszyscy przyznający się do użycia broni mówili jedynie o strzelaniu w powietrze, na postrach.

Jeden z oskarżonych nawał proces polityczną zemstą i próbował udowadniać, że prokuratura woskowa nie mogła wówczas działać niezależnie i zgodnie z prawem.

Przypomnijmy. W 2004 r. pion śledczy IPN z Katowic oskarżył trzech b. prokuratorów z Gliwic - Witolda K., Janusza B. i Romana T. - o niepodjęcie działań umożliwiających zgromadzenie wszystkich dowodów. Według IPN, prokuratorzy utrudniali śledztwo, by milicjanci uniknęli odpowiedzialności; od początku działali z nastawieniem, że wina leżała po stronie strajkujących górników.

Nie zabezpieczono m.in. miejsca tragedii, nie zlecono uzupełniającej opinii sądowo-lekarskiej ani balistycznej, aby ustalić odległość, z jakiej strzelano do górników, nie ustalono też ilości amunicji zużytej przez pluton specjalny ZOMO.

Podczas pacyfikacji zginęło 9 górników.