Kancelarie Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska wymieniły korespondencję przed zeszłotygodniowym szczytem w Brukseli. Temat to samolot, którego rząd odmówił głowie państwa. Teraz ministrowie Tuska muszą się tłumaczyć publicznie z wcześniejszych kłamstw na ten temat.

Grzegorz Schetyna tłumaczył się np. z tego, że w sobotę przekonywał, iż nikt nikomu samolotu nie blokował, nie zabierał, że gdyby tylko prezydent napisał prośbę o powrót tupolewa, maszyna by przyleciała z Brukseli po głowę państwa. Rzeczywiście, prezydent nie napisał, ale z owej korespondencji między kancelariami jasno wynika, że blokada była.

Dziś wicepremier utrzymywał, że mówił całkowitą prawdę. Przez trzy dni samolot obsługiwał delegację rządową, ale (…) nie było w ciągu tych dni prośby do ministra Arabskiego o to, żeby ten samolot przyleciał i zabrał delegację - mówił Schetyna:

Ale była prośba o dwa samoloty Jak-40. Według Schetyny, prośba była nie do zrealizowania, bo maszyny były zajęte. Przewoziły Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który podróżował do Bukaresztu.

Taką informację dostałem od zastępcy dowódcy sił powietrznych - tak z kolei, w rozmowie z naszym reporterem tłumaczy się minister obrony Bogdan Klich, pytany o to, dlaczego minął się z prawdą w sprawie rządowego samolotu dla prezydenta. Minister, podobnie jak Schetyna, twierdził, że Kancelaria Prezydenta nie składała zamówienia na rządowe samoloty przed szczytem w Brukseli.

Minister Klich dowiadywał się o zamówienia na rządowy samolot tuż po powrocie z Budapesztu, z nieformalnego spotkania ministrów obrony NATO. W momencie, kiedy zastępca dowódcy sił powietrznych melduje mi o tym, jak sytuacja wyglądała, taką samą i informację podałem na waszej antenie - tłumaczy się Bogdan Klich: