"Ustaliliśmy, gdzie powinien się pojawić, i czekaliśmy na nasz cel 'na mecie'. (…) Podjęliśmy pewne kroki, żeby uprzykrzyć mu życie w innych miejscach i sprawić, żeby podjął decyzję o powrocie do swojej rodzinnej Warszawy" - tak o namierzaniu "Hossa", twórcy mafii wnuczkowej, opowiada w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Adamem Górczewskim oficer operacyjny z poznańskiego Zespołu Poszukiwań Celowych, tzw. "łowców głów". O samym 49-latku mówi: "Nie potrafi funkcjonować sam. Gdyby nie było z nim żony, to podejrzewam, że po trzech dniach musieliśmy wchodzić, żeby ratować mu życie, bo on nie potrafi zrobić sobie herbaty".

Arkadiusz Ł., pseudonim "Hoss", uważany jest za pomysłodawcę metody oszustw "na wnuczka". Od 17 lutego poszukiwany był listem gończym, a namierzaniem go zajęli się właśnie poznańscy "łowcy głów", którzy mają na koncie długą listę sukcesów. Zatrzymali dotąd ponad 800 poszukiwanych; to oni wytropili na Malcie i sprowadzili do Polski Kajetana P. Wczoraj natomiast w ich ręce wpadł "Hoss".

Od jednego z członków grupy nasz dziennikarz Adam Górczewski usłyszał, że na trop 49-latka "łowcy głów" wpadli, gdy tylko dostali zadanie jego ujęcia. Musieli jednak wykazać się cierpliwością.

Ustaliliśmy, gdzie powinien się pojawić, i to była kwestia czasu, kiedy się tam pojawi. No i czekaliśmy na nasz cel "na mecie" - zdradza nam "łowca głów".

Tą metą było mieszkanie na warszawskim Żoliborzu, ale na pojawienie się w nim "Hossa" poznaniacy nie czekali z założonymi rękoma. Podjęliśmy pewne kroki, żeby uprzykrzyć mu życie w innych miejscach, gdzie przebywał, i sprawić, żeby jednak podjął tą decyzję o powrocie do swojej rodzinnej Warszawy - opowiada oficer.

Nie znaliśmy dnia ani godziny, kiedy się tam (w żoliborskim mieszkaniu) zjawi. (...) Pojawił się 13 marca w nocy - mówi. Od momentu, kiedy wszedł do tego mieszkania z jakąś kobietą, która okazała się jego żoną, nie wyszedł do momentu, kiedy nie wyszedł w naszym towarzystwie. Od 13-ego w nocy do 16-ego do godziny 17:45 - opowiada.

Przyznaje, że przed zatrzymaniem policjanci widzieli 49-latka "raz, przez kilkanaście sekund".

Ukrywający się "Hoss" całkowicie zmienił wygląd: zgolił włosy i brodę, założył okulary, a w żoliborskim mieszkaniu pojawił się w... stroju roboczym.

Jak przyznaje poznański oficer: Kamuflaż to jest rzecz, która przy naszych ponad 800 zatrzymanych pojawiła się po raz pierwszy - i za to możemy ich "pochwalić": za pewną kreatywność.

Dopytywany, kto okazał się słabym ogniwem, uśmiecha się: Nie chciałbym, żeby miał jakąś straszną pretensję do swojej rodziny, aczkolwiek są to ludzie bardzo rodzinni - objęliśmy, że tak powiem, opieką wiele z tych osób.

Mieliśmy do niego pewien żal, że spędziliśmy kupę czasu w Warszawie. Mógł wybrać jakiś cieplejszy kierunek, nie wybrał - żartuje również oficer.

Jak mówi, poznańscy "łowcy głów" poznali 49-latka "dosyć dobrze". Jest to osoba, która nie potrafi sama funkcjonować. Gdyby nie było z nim tej kobiety, to podejrzewam, że po trzech dniach musieliśmy wchodzić, żeby mu ratować życie, bo on nie potrafi herbaty sobie zrobić - uśmiecha się.

Wpadł już na początku lutego, ale sąd nie zgodził się na areszt

"Hoss" został zatrzymany na początku lutego w związku ze śledztwem prowadzonym przez warszawską prokuraturę okręgową, a dotyczącym wyłudzeń na terenie Szwajcarii, Niemiec, Austrii i Luksemburga.

Według śledczych, 49-latek jest pomysłodawcą jednej z najpopularniejszych metod oszustw: "na wnuczka" i liderem jednej z największych i najprężniej działających grup zajmujących się tym procederem. Członkowie grupy - jak wynika ze śledztwa - mają na swoich kontach wielomilionowe wyłudzenia: średnio, przy jednorazowych oszustwach, były to kwoty sięgające 40-50 tysięcy euro.

"Hoss" usłyszał zarzuty popełnienia, w ramach zorganizowanej grupy przestępczej, czterech oszustw metodą "na wnuczka" na łączną kwotę ponad 1,4 mln złotych.

Śledczy złożyli wówczas do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa wniosek o areszt dla 49-latka, ale sąd wniosek odrzucił. Orzekł natomiast poręczenie majątkowe w wysokości 300 tys. złotych, dozór policji z obowiązkiem stawiennictwa na komendzie pięć razy w tygodniu i zakaz opuszczania kraju połączony z zatrzymaniem paszportu.

Wkrótce potem policja z Poznania, gdzie mieszkał "Hoss", poinformowała, że podejrzany łamie postanowienie sądu: na komisariacie stawił się zaledwie raz.

16 lutego warszawski sąd okręgowy przychylił się do zażalenia prokuratury na pierwotną decyzję o niearesztowaniu "Hossa". Dzień później za 49-latkiem wydano list gończy. Od tego czasu był poszukiwany.


(e)