Jak najszybsze wycofanie się z Iraku – to powyborczy pomysł na rozwiązanie sprawy obecności polskich żołnierzy nad Tygrysem i Eufratem. Problem w tym, jak zrealizować go, by jednocześnie wypełnić sojusznicze zobowiązania.

Wczoraj dowódca sił koalicyjnych w Iraku oświadczył, że chciałby, by nasza dywizja działała tam do końca przyszłego roku. Nie ma raczej możliwości przedłużenia misji. Jednak plany ustępującego rządu przewidują, że okrojony polski kontyngent miałby pozostać w Iraku, by w ramach NATO szkolić tamtejszych żołnierzy. Nie wiadomo jednak, ilu Polaków miałoby zostać zaangażowanych w tę operację.

- Najpierw zobaczymy, jakie zobowiązania zostawili nam poprzednicy. Mam nadzieję, że nie są one zbyt dalekie - mówi Bronisław Komorowski z PO, były minister obrony. Jego zdaniem, nowe wyzwanie – objęcie wspólnie z Duńczykami i Niemcami dowództwa w operacji NATO w Afganistanie – jest wystarczająco kosztowne.

- W Iraku nie mamy już wiele do zrobienia. W dodatku wiadomo, że rząd przyjął już zobowiązania co do Afganistanu - dodaje. Tam w 2007 roku wyjechać ma około 1200 polskich wojskowych. Obecnie jest ich na miejscu setka. Operacja będzie droga, bo w całości finansowana z polskiego budżetu.