Potężna awaria prądu w Białymstoku została już usunięta. Energii elektrycznej nie było w dużej części miasta po pożarze baterii kondensatorów w Zakładzie Energetycznym. Prądu nie miało początkowo 90 tysięcy mieszkańców, magistrat, szpitale i wiele banków w centrum.

Ogień zauważono przed godz. 9.00 w Zakładzie Energetycznym przy ul. Elektrycznej w Białymstoku.

Pożar nie był duży. Akcja była jednak trudna o tyle, że część urządzeń energetycznych była pod napięciem. Dlatego strażacy używali do gaszenia wyłącznie agregatu proszkowego.  

Po wyłączeniu zasilania, w ścisłym centrum miasta prądu nie miał m.in. Urząd Miejski, wiele banków, sklepy, biura i kawiarnie. Nie można było wziąć pieniędzy w bankomacie czy zrobić zakupów, bo nie działały kasy fiskalne.

Na niektórych ulicach w centrum nie działała sygnalizacja świetlna.

Prądu nie było m.in. w budynkach urzędu miejskiego. Urszula Boublej z biura prasowego magistratu poinformowała, że spowodowało to utrudnienia w pracy urzędników i załatwianiu spraw klientów, ale wszystkie systemy, z których korzysta urząd, wracają do normy. Podkreśliła, że urzędnicy pracowali "na tyle, na ile było to możliwe", wszyscy czekali na przywrócenie zasilania.

Bez prądu był także m.in. Sąd Okręgowy w Białymstoku. Jak zapewnia rzecznik tego sądu, sędzia Wiesław Żywolewski, sąd dysponuje systemem podtrzymującym zasilanie systemów informatycznych - w zależności od ich obciążenia - na 1-2 godziny i ten system działał. Choć na salach sądowych nie można było włączyć oświetlenia, rozprawy odbywały się normalnie, a sąd był przygotowany, by - w razie dłuższego braku prądu - przejść na ręczne protokołowanie rozpraw.

(mpw)