Porozumienie Zielonogórskie zerwało negocjacje z NFZ i resortem zdrowia. Zdaniem lekarzy z Porozumienia, oferowane im pieniądze za leczenie są zbyt małe. To może oznaczać zamknięcie od nowego roku wielu gabinetów lekarzy rodzinnych.

- To jest niedopuszczalna sytuacja, by monopolista na rynku łamał wolę swoich ubezpieczonych, którzy chcą się leczyć w naszych gabinetach - oburza się Robert Sapa z Porozumienia Zielonogórskiego.

Te argumenty nie trafiają jednak do NFZ i ministerstwa zdrowia. Urzędnicy zgodzili się na 18 z 19 postulatów i twierdzą, że zrobili wszystko, by doszło do porozumienia. Kluczowe okazało się żądanie wyższych stawek za leczenie, ustalanych odgórnie przez szefa NFZ. Przedstawiciele Funduszu i resortu twierdzą, że to niezgodne z prawem, ponieważ negocjacje finansowe mogą być prowadzone jedynie przez oddziały, a nie przez centralę.

- Kiedy ścianą jest prawo, nie jesteśmy w stanie ustąpić, bo rząd nie może łamać prawa - mówi Paweł Trzciński z ministerstwa zdrowia. Zdaje sobie sprawę, że z dniem 1 stycznia wielu pacjentów może mieć poważne problemy z dostaniem się do lekarza. Rozkłada jednak ręce i stwierdza, że odpowiedzialne za taką sytuację będzie wówczas Porozumienie Zielonogórskie.

Do tej pory Porozumienie, zrzeszające 15 tysięcy lekarzy z 14 województw, zdołało wywalczyć wszystko, czego sobie życzyło. Urzędnicy i politycy obawiali się zarówno zamieszania, jak i tego, że gabinety zostaną zamknięte. Tym razem jednak podkreślają zgodnie, że istnieją takie warunki, których nie da się spełnić.