10 lat więzienia grozi 71-letniej lekarce z Gdyni. Kobieta jest podejrzana o branie łapówek za wystawianie fałszywych orzeczeń lekarskich dla osób pracujących w gastronomii. Zarzuty w tej sprawie usłyszała także 20-latka z Gdańska, która pomagała pani doktor.

Sprawa dotyczy oświadczeń wydawanych do celów sanitarno-epidemiologicznych. Potrzebowały ich osoby, które chciały w sezonie pracować w lokalach gastronomicznych. 71-latka dokonywała wpisów w ich książeczkach bez żadnych badań i bez osobistego kontaktu.

Kobieta jest podejrzana o to, że brała pieniądze za wystawianie poświadczających nieprawdę orzeczeń i dokonywała wpisów w książeczkach zdrowia osób, z którymi nie miała osobistego kontaktu - mówi Maciej Stęplewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. W tym procederze zatrzymana wykorzystywała pomoc młodej kobiety, którą tego samego dnia zatrzymali policjanci. 20-latka z Gdańska proponowała załatwienie badań osobom, o których wiedziała, że są zainteresowane uzyskaniem tego typu orzeczenia. Każdorazowo inkasowała od 40 do 80 zł. Pieniądze przekazywała lekarce, która wydawała stwierdzające nieprawdę dokumenty - dodaje. Obie kobiety usłyszały korupcyjne zarzuty i zostały objęte dozorem policyjnym.

Osoby, które skorzystały z pomocy podejrzanej lekarki, pominęły istotną z punktu widzenia bezpieczeństwa procedurę. Badania pozwalają na odsunięcie od pracy osób z objawami wirusowego, bakteryjnego, pasożytniczego zakażenia przewodu pokarmowego, pracowników z widocznymi  zmianami skórnymi oraz chorych na choroby zakaźne przenoszone drogą oddechową. Po przeprowadzeniu badania do celów sanitarno-epidemiologicznych, które obejmuje wywiad, badanie fizykalne oraz  ocenę wyników badań dodatkowych - na przykład badań kału w kierunku bakterii Salmonella i Shigella -  lekarz wydaje orzeczenie lekarskie o braku przeciwwskazań do wykonywania pracy, przy której istnieje możliwość przeniesienia zakażenia na inne osoby. Mówimy o badaniach do celów sanitarno-epidemiologicznych, ale lekarz nie powinien wydać żadnego orzeczenia czy zaświadczenia o stanie zdrowia pacjenta bez przeprowadzenia badania - tłumaczy Aneta Bardoń-Błaszkowska, kierownik Oddziału Epidemiologii i Statystyki Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku. 

Prokuratorzy z Gdańska, którzy prowadzą śledztwo w tej sprawie, nie chcą na razie mówić o szczegółach. Przyznają jedynie, że będą chcieli dotrzeć do wszystkich, którzy w nielegalny sposób uzyskali orzeczenia lekarskie. Według naszych informacji chodzi o mniej więcej 50 osób.

Po to się robi takie badania, żeby wykluczyć osoby, które by mogły potencjalnie powodować pogorszenie jakości produktu, które wytwarzają czy też przy obsłudze zakażać klientów. Jeśli taka osoba była chora na jakąś chorobę, którą może przenieść przy wykonywaniu pracy, to zakazi pokarm i może dojść do jakiegoś zatrucia pokarmowego. Oczywiście to nie jest jednoznaczne z tym, że jeśli ktoś takich badań nie ma, to od razu jest chory i będzie zakażał - tłumaczy naszemu dziennikarzowi Marian Piaskowski ze stacji sanepidu w Gdyni.