Polska przegrała w Trybunale Unii Europejskiej sprawę o in vitro. Polskie władze powinny już w 2008 roku, a więc za rządów Donalda Tuska, wdrożyć unijne przepisy w sprawie zapłodnienia pozaustrojowego. Chodzi o dyrektywę o bezpiecznym przechowywaniu komórek rozrodczych, tkanek płodu oraz embrionów używanych przy zapłodnieniu in vitro.

Wyrok Trybunału jest ostateczny. Nie ma od niego odwołania i Polska musi się dostosować. Co więcej, Komisja Europejska może wystąpić teraz o nałożenie na nasz kraj wysokich kar finansowych.

Jak powiedział w rozmowie z korespondentką RMF FM Katarzyną Szymańską-Borginon jeden z urzędników w Komisji, rządowy projekt ustawy nie wszedł w życie - bezpieczeństwo zabiegów in vitro nie jest więc gwarantowane prawnie. Unia Europejska nie wymusza na nas legalizacji in vitro, ale uważa, że jeżeli ten rodzaj zapłodnienia jest stosowane, to musi spełniać unijne wymogi bezpieczeństwa.

Korespondentka RMF FM w Brukseli jako pierwsza informowała we wrześniu 2013 roku o planowanym przez Komisję Europejską pozwie:

Tu możesz przeczytać informację z września 2013 o tym, że UE pozwie Polskę za in vitro

Polska w przesłanych dokumentach potwierdziła brak odpowiednich przepisów w prawie krajowym. Nasz kraj bronił się jednak, twierdząc, że w "zakresie komórek rozrodczych, tkanek zarodkowych i płodowych przepisy dyrektyw są w dużej mierze stosowane w codziennej praktyce klinicznej - zostały wdrożone na poziomie eksperckim (...)".

Brukseli to jednak nie przekonało. Wyrok Trybunału UE w tej sprawie jest bezprecedensowy.

(abs)