W czwartek lub piątek desygnowanie Donalda Tuska na premiera, w przyszłym tygodniu zaprzysiężenie nowego rządu, na kolejnym posiedzeniu wotum zaufania - to ustalenia po spotkaniu Donalda Tuska z Lechem Kaczyńskim.

Aby nie użyć słów, że atmosfera spotkania była oschła i chłodna, Tusk użył sformułowania „rzeczowa i do bólu konkretna”. Ona nie była może gorąca, przetykana gratulacjami czy podziękowaniami wzajemnymi, czy przeprosinami, ale była bardzo konkretna i sądzę, że to jest dobry znak na przyszłość.

Tusk przedstawił prezydentowi kandydatury na ministrów. Te, które są już pewne nie wzbudziły entuzjazmu, ale też nie musiały. Ważne, że od progu ustalono kto tworzy rząd: Od razu, w pierwszym zdaniu, witając mnie słowami „Witam pan premiera”, prezydent przeciął wszystkie spekulacje. Obaj panowie dużo rozmawiali o bezpieczeństwie energetycznym i o tarczy antyrakietowej. Tu, jak mówi Tusk, prezydent okazał się większym entuzjastą. Ustalono, że sprawy zagraniczne mają być „domeną harmonii i współpracy”. Prezydent i nowy premier mają konsultować między sobą reprezentowanie Polski za granicą. Pierwszy test tej współpracy to podpisanie Traktatu Europejskiego w grudniu w Lizbonie.

Tusk dodał, że przyjął do wiadomości zastrzeżenia prezydenta do kandydatury Radosława Sikorskiego na szefa polskiej dyplomacji, ale nie zmienił o nim zdania i nadal uważa, że będzie dobrym ministrem spraw zagranicznych: Nie otrzymałem żadnej informacji o zdarzeniach, które mogłyby naruszyć moją wiarę w to, że pan Radosław Sikorski będzie dobrym ministrem spraw zagranicznych. Według Tuska negatywne opinie prezydenta to tylko inna ocena kompetencji. Wychodząc z Pałacu Prezydenckiego odczułem raczej ulgę, niż zakłopotanie. Z mojego punktu widzenia nie ma sprawy Radosława Sikorskiego - dodał lider PO.

O Michale Bonim, który w zeszłym tygodniu przyznał się do podpisania deklaracji współpracy z SB powiedział, że nie wejdzie do rządu.