Politycy w tegorocznej kampanii składają obietnice na potęgę. Wiele z nich ma bardzo lokalny charakter - zauważa "Rzeczpospolita". Gazeta przypomina także politykom o deklaracjach, których nie udało im się zrealizować przez ostatnie cztery lata.

Podróżujący po Polsce premier obiecał między innymi producentom w Korycinie na Podlasiu pomoc w rozwiązaniu ich kłopotów ze sprzedażą miejscowego sera, w Kuźnicy Białostockiej celnikom zbliżenie ich uprawnień i pensji do tych, jakie posiadają inne służby mundurowe, a w Świdwinie - subwencję z budżetu państwa, która pozwoli obniżyć ceny, jakie płacą rodzice posyłający dzieci do przedszkoli.

Również chętnie składa obietnice podczas podróży po Polsce lider PiS Jarosław Kaczyński. W Gruszce Dużej na Lubelszczyźnie na spotkaniu z plantatorami tytoniu zadeklarował, że jak PiS dojdzie do władzy, to ceny tytoniu będą stabilne.

Na spotkaniu z młodzieżą obiecał likwidację czesnego za drugi kierunek studiów oraz innych dodatkowych opłat. Aptekarzom zaś likwidację sieci aptek, a wszystkim Polakom refundację leków zastępczych oraz likwidację NFZ.

Bezpłatne przedszkola, laptop dla każdego dziecka, finansowanie z budżetu metody in vitro oraz refundacja środków antykoncepcyjnych - to tylko niektóre obietnice, jakie złożył lider SLD Grzegorz Napieralski. PJN kusi, że jak wygra, to autostrady dla samochodów osobowych będą bezpłatne.

No cóż: nikt nie da ci tyle, ile polityk w kampanii obieca - komentuje dr Jacek Kloczkowski, politolog z Ośrodka Myśli Politycznej. Jego zdaniem już królowie elekcyjni, żeby zostać wybrani, składali szlachcie długą listę obietnic, a dzisiejsi politycy tylko to kontynuują.