Policja wszczęła postępowanie wyjaśniające w sprawie pięciorga licealistów zatrutych dopalaczami - ustalił reporter RMF FM Andrzej Piedziewicz. Cztery dziewczyny i jeden chłopak trafili wczoraj do szpitala dziecięcego w Białymstoku. Ich stan się poprawia. Najprawdopodobniej już jutro będą mogli wrócić do domów.

Licealiści - jak informuje nasz dziennikarz - byli na wyjeździe integracyjnym pod Białymstokiem. To opiekujący się nimi nauczyciele zauważyli, że piątka licealistów dziwnie się zachowuje. Wezwano pogotowie, dzieci trafiły do szpitala w Białymstoku. Ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo, ale też ich stan na pewno nie był dobry.

Były przytomne. Część z tych dzieci wymiotowała, niektóre miały halucynacje - opowiada dyrektor szpitala dziecięcego w Białymstoku Janusz Pomaski. Dziś stan nastolatków jest już lepszy, prawdopodobnie najpóźniej jutro zostaną wypisani do domów.

Według wstępnych ustaleń, to 16-letni licealista kupił dopalacze i poczęstował nimi swoje cztery koleżanki.

Najbardziej przerażające jest to - podkreśla dyrektor białostockiego szpitala - że zatruci dopalaczami licealiści to nie jest rzadkość. Co tydzień trafia do niego kilkoro dzieci po środkach kolekcjonerskich.

Wyjazd był przygotowany zgodnie z wszelkimi procedurami. Było pięciu opiekunów na trzy klasy, czyli nawet więcej niż wymagają przepisy - zapewnił dyrektor szkoły, w której uczyli się zatruci uczniowie. Adam Śledziewski dodał też, że ciężko jest nauczycielowi chodzić krok w krok za każdym uczniem i pilnować go podczas całej wycieczki. Dyrektor potwierdził słowa uczniów, którzy zapewnili, że nauczyciele rozmawiają z nimi na temat dopalaczy. Śledziewski zapewnił, że szkoła organizuje wyjścia do specjalistycznych ośrodków, w których zwalcza się narkomanię. Uczniowie uważają jednak, że dostęp do dopalaczy jest bardzo łatwy: Podchodzą pod te dopalacze i biorą od starszych. Tak jak z alkoholem. Idziesz pod sklep i prosisz meneli, żeby ci kupili piwo.