Amerykanie obawiają się, że po przejściu frontu przez południowy Irak, może tam dojść do wojny domowej. Ludność - w większości szyicka - może wziąć odwet na przedstawicielach rządzącej do tej pory partii Baas.

Dla armii amerykańskiej możliwe zamieszki na południu Iraku nie są obojętne. Wszak mogłyby zdecydowanie pogorszyć obraz inwazji, na którym Amerykanom i Brytyjczykom bardzo zależy.Eksperci szacują, że w takich starciach mogłoby zginąć nawet tysiące ludzi.

Żołnierze, którzy będą świadkami zabójstw lub prób łamania praw człowieka, mają się im przeciwstawić – pisze „The Washington Post”. Nie ma jednak pewności, czy dla zapobiegania zamieszkom, niektóre oddziały mogą zostać odwołane od podstawowego zadania, jakim jest marsz na Bagdad.

Atakujące jednostki mają w swym składzie oddziały, których zadaniem jest nawiązywanie kontaktów z lokalnymi przywódcami Iraku. I to nie tylko po to, by zapewnić poddanie się kolejnych miast, ale aby powstrzymać odwet na dotychczasowych zwolennikach Saddama Husajna.

Armia i piechota morska będą później musiały przejąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo wewnętrzne w Iraku - jako siły okupacyjne.

Foto: Archiwum RMF

04:30