Wystarczy kilka stopni na minusie, a parkomaty w Łodzi już zamarzają. Kierowcy chociaż chcą, to nie mogą zapłacić za parkowanie, bo na panelach nic nie widać; nie można więc wprowadzić numeru rejestracyjnego auta ani zapłacić kartą zbliżeniową.

Kierowcy znają problem. Nieraz miałem taki przypadek - mówi jeden z nich zagadnięty przez reporterkę RMF FM Agnieszkę Wyderkę. Cuda się na tych wyświetlaczach dzieją. Po prostu nawet przy 2, 3 stopniach mrozu, mówiąc kolokwialnie, zaczynają świrować. Naciska się, a nic się nie pojawia albo zupełnie inne polecenie. Jak tak się dzieje, to zamykam samochód i idę załatwić swoją sprawę. Nie płacę - wyjaśnia kierowca. Nie zamierzam chodzić i szukać innego parkomatu. To nie moja sprawa. Ja jestem od tego, żeby zapłacić, a urząd miasta jest od tego, żeby zainstalować parkomaty i powinni pilnować, żeby działały.

To nie awaria, ale normalne działanie na mrozie - tłumaczy Jacek Sarzało z łódzkiego Zarządu Dróg i Transportu. Rzeczywiście lekkie opóźnienia (w reakcji parkomatów na przyciski - przyp. red.) mogą wystąpić, ale to wcale nie znaczy, że parkomat jest zepsuty. Po prostu trzeba do niego troszeczkę cierpliwości.

Ale najpierw trzeba wiedzieć, że urządzenie może tak "działać". Ktoś, kto płaci pierwszy raz za parkowanie, na pewno nie zorientuje się, że to normalne funkcjonowanie na mrozie. A kierowca, który dostaniecie mandat za nieopłacony parking z powodu awarii parkomatu, to odwoływanie się będzie praktycznie nie skuteczne, bo nawet film nakręcony komórką jest za słabym dowodem. Najrozsądniej jest wtedy w Łodzi znaleźć drugi, działający parkomat.

Można też, jak radzi ZDiT, zadzwonić pod numer podany na parkomacie i zgłosić awarię. Ale nawet wtedy nie można odejść od samochodu bez płacenia. Trzeba zaczekać na ekipę serwisową (która powinna pojawić się w ciągu kwadransa), zaczekać aż naprawią lub odjechać i wrócić po 15 minutach.

Wydaje się, że takie rozwiązanie problemu z zepsutym parkomatem, to iście łódzka licencja.