Do lat 50. pochowano tam co najmniej 300 osób, w dużej części dzieci. To niemal zupełnie nieznany trójmiejski cmentarz. Chodzi o niewielką nekropolię położoną w obrębie Kolibek w Gdyni Orłowie. Dokładniej na pasie zieleni oddzielającym dwie jezdnie głównej arterii Trójmiasta. Wielu mieszkańców nie ma pojęcia o istnieniu cmentarza, choć codziennie przejeżdżają obok niego tysiące samochodów.

Dziś do niezwykłego cmentarza nie ma nawet legalnego dojścia. Do wysepki nie prowadzi żadne przejście dla pieszych. Aby się na nią dostać, trzeba po prostu przebiec przez główną, dwupasmową arterię.

Kiedyś cmentarz przylegał do zespołu dworsko-pałacowego w Kolibkach, ale budowa na początku lat 50. drogi z Sopotu do Gdyni sprawiła, że stał się miejscem odciętym. Jeszcze kilkanaście lat temu nekropolia była kompletnie zrujnowała. Groby pochowanych tam osób osunęły się, pozapadały w podmokłym gruncie. Dziś, dzięki pracy społeczników i wolontariuszy zaangażowanych w ratowanie cmentarza, jego kondycja znacznie się poprawiła.

Po raz pierwszy byłem tu kilkanaście lat temu. Stan cmentarza był straszny. Teraz widać już porządek. Widać grobowce. Przedtem to były porozrzucane resztki pomników, wyglądało to przerażająco, jakby przez wiele lat tu nikt nie zaglądał - opowiada Sławomir Kitowski z Towarzystwa Przyjaciół Orłowa. Dodaje, że nieopodal cmentarza, także na dzisiejszej wysepce, stał także niewielki kościół.

Towarzystwo Przyjaciół Orłowa zainicjowało tutaj 15 lat temu odtworzenie miejsca, gdzie znajdował się kościółek. Przy pracach archeologicznych udało się to zrobić i odtworzone zostały nawet zarysy murów tego kościółka - opowiada Kitowski. Mijamy zarys murów. Ścieżką wiodąca przez wysepkę docieramy do samego cmentarza. Brama jest otwarta. I brama, i ogrodzenie nekropolii to także efekt starań społeczników. Powstały w 2007 roku. Jak można przeczytać na tablicy umieszczonej na bramie, ich wykonawcą jest miejscowy kowal z Kolibek. Ogrodzenie ufundował natomiast Zbigniew Zienowicz, członek Towarzystwa Przyjaciół Orłowa i Społecznego Komitetu Ochrony Cmentarz Kolibkowskiego.

 Na cmentarzu spotykamy troje młodych ludzi. To także społecznicy, którzy od kilku lat dbają o niemal nieznany cmentarz. Zajmujemy się społecznie tym cmentarzem. Porządkujemy go. Badamy jego dzieje i historie. Naprawiamy nagrobki, które zostały zdewastowane. Tak działamy co roku, bardziej w okresie październikowym, ale przez cały rok staramy się coś tu robić. Dla mnie ważny jest tu każdy nagrobek. Dbam o wszystkie. Każdemu zawsze coś przyniosę, jakiś kwiat czy znicz. Każdy nagrobek, który ma tablice ma swoją historie. Znam losy wielu pochowanych tu osób - opowiada Kamil Antoniuk z Pomorskiego Forum Eksploracyjnego.

23-latek z Sopotu przyznaje, że przez internet skrzyknął grupę osób, które razem z nim próbują ocalić cmentarz od zapomnienia. Dzięki jego uprzejmości poznajemy historię jednego z pochowanych tam mężczyzn. To policjant, który pracował na posterunku granicznym między dawnym Wolnym Miastem Gdańsk a Polską. Zginął w 1927 roku. Prawdopodobnie został zabity przez włoskiego przemytnika. Stało się to w Gdańsku lub Sopocie, z tego co udało się ustalić. Nie mamy pewności. Wciąż szukamy w dokumentach. Badamy historie osób pochowanych tutaj jak i samego cmentarza oraz dawnego kościoła - mówi Antoniuk.

Z dokumentów wynika, że na cmentarzu pochówki miały miejsce między rokiem 1902 a końcem lat 40. ubiegłego wieku. Pochowano między innymi mieszkańców dawnego majątku w Kolibkach, Orłowa czy Małego Kacka - dawnych osad, dziś dzielnic Gdyni. Pogrzebano tam również ofiary walk o wyzwolenie Gdyni z marca 1945 roku czy kilku bezimiennych topielców, których ciała morze wyrzuciło na brzeg. O tym, że wciąż żyją krewni osób, które spoczęły na dzisiejszej wysepce, dowiadujemy się także od księdza Mirosława Gawrona. To inicjator powołania społecznego komitetu ochrony Cmentarza Kolibkowskiego. Przyjeżdżając tu na cmentarz, kilkakrotnie w ciągu roku spotykałem osoby, nie tylko z Trójmiasta, ale też na przykład z Poznania czy ze Śląska. Ci ludzie dowiedzieli się o tym, że cmentarz jest odnawiany i przyjechali, by zapalić świecę w miejscu pochówku swoich bliskich - opowiada ksiądz Gawron. Dodaje, że co roku 1 listopada o 12 na cmentarzu odbywa się procesja. Tak jak na innych cmentarzach Trójmiasta. W tym, czasie gromadzą się tutaj wierni z Orłowa, siostry zakonne i ci, którzy pamiętają ludzi tutaj pochowanych. Przychodzi około 100 osób - mówi ksiądz Gawron.

Nasi rozmówcy przyznają, że liczą na większe zaangażowanie miejskich urzędników w ratowanie cmentarza. Musimy te wysiłki zwiększyć, żeby bardziej wciągnąć w to miasto. To jest ewenement. Codziennie tysiące osób przejeżdżając z obu stron wysepki mijają ją obojętnie, nie wiedząc co na niej się znajduje i jaką historię kryje, a to nie powinno być miejsce obojętne dla ludzimówi Sławomir Kitowski.