Nie ma zapowiadanej kolejnej rundy rozmów Jastrzębskiej Spółki Węglowej ze strajkującymi górnikami z kopalni „Budryk”. Impas w sporze trwa. Tymczasem protest górników się zaostrza - we wtorek zaczęła się głodówka.

Prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej zaprosił wprawdzie związkowców na rozmowy, ale do… Jastrzębia, choć ci od rana zastrzegali, że z kopalni nigdzie się nie ruszą. Czekamy aż wrócą po rozum do głowy, przyjdą i tutaj razem z nami podpiszą porozumienie. Tu na kopalni. Nie będziemy nigdzie jeździć - ostrzegał Krzysztof Łabądź z "Sierpnia 80".

Nawet gdyby rozmowy się odbyły, i tak nie wiadomo, jak długo by trwały, bo - jak powiedziała RMF FM rzeczniczka jastrzębskiej spółki - prezes nie ma nowych propozycji dla górników. Owszem, może obiecać podwyżki, ale bez konkretnej daty i innych szczegółów.

Związkowcy z „Budryka” chcą także spotkać się wicepremierem Waldemarem Pawlakiem. Uważają bowiem, że jest on celowo wprowadzony w błąd i nie zna prawdziwej sytuacji kopalni. Zanim sami się z nim zobaczą, do Warszawy pojadą żony górników.

Czekamy na informacje, czy w ogóle jest możliwość spotkania, aby wymienić poglądy, aby właściciel otrzymał informacje z naszej strony - tłumaczy jeden z liderów protestu Wiesław Wójtowicz. Związkowcy chcą również udowodnić premierowi, że żądane przez nich podwyżki są możliwe.

Strajk w „Budryku” trwa od trzydziestu dni. Według związkowców w proteście bierze udział ponad sześciuset górników. Od wtorku czterech z nich głoduje.