Ponad sto tysięcy euro winni są polscy pacjenci słowackiemu Lotniczemu Pogotowiu Ratunkowemu za ratowanie życia. Co więcej, niewielu z nich ma zamiar uregulować swój dług. A słowackie pogotowie, w przeciwieństwie do naszego, to firma prywatna i ten polski dług życia ma dla niej duże znaczenie.

Polacy niechętnie się ubezpieczają i niechętnie noszą przy sobie dowód ubezpieczenia, a bez tego – przypominamy – pomoc poza granicami naszego kraju jest odpłatna.

Dokumentem upoważniającym do bezpłatnego leczenia u naszych południowych sąsiadów jest chociażby Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego, którą bezpłatnie wydają wszystkie oddziały NZF-etu w kraju. To zaświadczenie zwalnia nas także z opłat za akcje ratowania życia z udziałem śmigłowca. A to ważne, bo transport śmigłowcem ratunkowym jest bardzo drogi, a na przykład w górach, które tak chętnie odwiedzają polscy turyści, wręcz niezbędny. Kiedy nie mamy ze sobą EKUZ zaczynają się problemy. Często nie pomaga nawet komercyjne ubezpieczenia, bo te nie zawsze uwzględniają transport śmigłowcem. A wtedy możemy się spodziewać rachunku za uratowanie życia i to rachunku słonego.

Wielu Polaków jednak o tym zapomina. Mamy do dzisiaj parę osób, które nam nie zapłaciły za ratowanie – mówi Sylwia Galajda ze słowackiego Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. A były w takim stanie, że uratowaliśmy im życie – dodaje.