Ludwik Dorn nie ma czasu, by stawić się w sądzie - więc sąd stawi się u niego. Szef MSWiA ma być świadkiem w procesie dwóch byłych esbeków, oskarżonych przez IPN o pobicie działacza opozycji w 1978 roku. Rozprawa miałaby się odbyć w Lublinie.

A tak sąd stawi się w Warszawie. To niecodzienna sytuacja, ponieważ tak dzieje się tylko w przypadku obłożnie chorych. Czyżby szwankowała równość obywateli wobec prawa?

- Świadek Dorn jest traktowany tak jak każdy inny świadek, ale nie każdy świadek jest wicepremierem - mówi sędzia Sławomir Kaczor, przewodniczący IV wydziału karnego.

Gdyby sąd nie podjął takiej decyzji, musiałby obywatela Dorna wezwać, a za niestawiennictwo ukarać grzywną. Świadek mógłby nawet zostać doprowadzony przez policję – czyli swoich podwładnych.