Nie tylko w bankach mają awersję do obniżania oprocentowania. Podobnie robią firmy leasingowe. Klienci narzekają, ale sami są sobie winni – pisze „Puls Biznesu”. Bo skoro mamy kryzys, to czas na lekcję czytania. Czytania tego, co w umowach napisane jest drobnym drukiem.

Po uważniejszej lekturze można znaleźć w nich niezłe kwiatki, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. Tysiące firm poniewczasie przekonało się, że na opcjach nie tylko się nieźle zarabia, ale traci ciężkie pieniądze. Ekonomiczny elementarz. Dzisiaj straty z powodu złych zabezpieczeń liczone są w grube miliardy złotych. Kolejne bolesne ćwiczenie - CIRS-y. Znowu ktoś nie odrobił lekcji o stratach, jakie te instrumenty mogą przynieść.

Kolejne miliony strat. Spore zaległości mają też klienci indywidualni, którzy dopiero teraz dowiadują się, co kiedyś lekką ręką podpisali. Klienci Multibanku i mBanku dowiedzieli się poniewczasie, że w grupie BRE Banku prawo ciążenia w przypadku rat od kredytów mieszkaniowych we frankach szwajcarskich zaciągniętych przed wrześniem 2006 r. nie obowiązuje. Nie tylko oni. Także w branży leasingowej raty ani drgną, choć stopy rynkowe spadają i teoretycznie są z nimi powiązane. Dzieje się tak przynajmniej w kilku firmach z branży, które same ustalają wysokość oprocentowania.