Michał L. znany jako "kierowca z Monciaka", nie musi być już leczony w zamkniętym zakładzie - dowiedział się reporter RMF FM. Ma kontynuować leczenie psychiatryczne na wolności. Mężczyzna w lipcu 2014 roku podczas rajdu po słynnym sopockim deptaku potrącił 23 osoby.

Michał L. znany jako "kierowca z Monciaka", nie musi być już leczony w zamkniętym zakładzie - dowiedział się reporter RMF FM. Ma kontynuować leczenie psychiatryczne na wolności. Mężczyzna w lipcu 2014 roku podczas rajdu po słynnym sopockim deptaku potrącił 23 osoby.
Michał L. podczas szaleńczej jazdy po Monciaku ranił 23 osoby / Piotr Wittman /PAP

Obrońca Michała L. twierdzi, że jego klient jeszcze dziś powinien opuścić zamknięty zakład. Adwokat deklarował dziś, że jego klient chce się leczyć dalej, a przebieg jego leczenia ma być nadal pod kontrolą wymiaru sprawiedliwości. Zawsze ewentualne środki wolnościowe, o których mówił sąd, są realizowane pod nadzorem kuratora. To nie jest tak, że zostaje sam sobie - mówi mecenas Jacek Potulski. Adwokat nie chciał zdradzić, czy sąd orzekł dziś także o zakazie prowadzenia pojazdów, zapewnił jednak, że jego klient nie będzie wsiadał za kółko i że ma świadomość tego, co stało się przed laty.

Prokuratura nie wyklucza, że będzie odwoływać się od tej decyzji. Chce jednak jeszcze dokładnie poznać pisemne uzasadnienie dzisiejszego orzeczenia. Samo posiedzenie sądu było niejawne. Znamy więc tylko jego rezultat. O argumentację Sądu Rejonowego w Sopocie dopytujemy w Sądzie Okręgowym w Gdańsku. Czekamy na odpowiedź. 

Sąd zdecydował, że Michał L. ma podlegać elektronicznej kontroli miejsca pobytu. Ma też zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Sąd Rejonowy w Sopocie postanowieniem z dnia 6 kwietnia 2017 r. orzekł o zmianie stosowanego wobec Michała L. środka zabezpieczającego w postaci umieszczenia w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, poprzez jego uchylenie i orzeczenie w to miejsce środków zabezpieczających w postaci: terapii, elektronicznej kontroli miejsca jego pobytu w systemie dozoru mobilnego, dalszego stosowania zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. Sąd w związku z tym orzekł o bezzwłocznym zwolnieniu Michała L. z internacji. Postanowienie jest nieprawomocne i może zostać zaskarżone do Sądu Okręgowego w Gdańsku - informuje Tomasz Adamski, rzecznik ds. karnych Sądu Okręgowego w Gdańsku.

35-letni dziś Michał L. trafił na przymusowe leczenie do szpitala psychiatrycznego w Starogardzie Gdańskim niedługo po wypadku, gdy biegli orzekli, że w momencie zdarzenia był niepoczytalny. Mężczyzna przebywał w lecznicy na podstawie kolejnych decyzji podejmowanych przez Sąd Rejonowy w Sopocie. Ostatnie z takich postanowień zapadło w grudniu ub.r. Michał L. odwołał się od niego, a Sąd Okręgowy w Gdańsku w styczniu br. orzekł, że sopocki sąd powinien jeszcze raz zbadać sprawę. Dziś na niejawnym posiedzeniu sopocki sąd przesłuchał biegłych psychiatrów, którzy w ostatnim czasie badali L. 
Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w lipcu 2014 roku na sopockim deptaku. Samochód wjechał i pędził wzdłuż Monciaka. Podjechał pod molo, zawrócił, w tamtą stronę ludzie zdążyli mu uciec, ale w tę stronę po prostu się rozpędził i gnał ze 100-120 km/h, po wszystkich restauracjach, po ludziach. Zatrzymał się na drzewie - relacjonował jeden ze świadków wypadku.

Kierowca próbował uciekać z rozbitego samochodu, ale został złapany przez świadków zdarzenia i przekazany w ręce policjantów.

Większość potrąconych osób miała lekkie obrażenia. Trzy zostały poważnie ranne.

Na wniosek Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, Michał L. został przebadany psychiatrycznie. Biegli orzekli, że mężczyzna jest chory psychicznie i w momencie popełnienia przestępstwa był niepoczytalny. Specjaliści wyrazili też obawę, iż - ze względu na chorobę - mężczyzna może ponownie popełnić przestępstwo, dlatego skierowali go na leczenie. W tej sytuacji sąd - zgodnie z procedurą - umorzył sprawę.

Badania - wykonane tuż po wypadku - wykazały, że przed wjazdem na deptak mężczyzna nie pił alkoholu, nie był też pod wpływem narkotyków ani środków psychotropowych.

Zgodnie z opinią biegłych psychiatrów w momencie, gdy doszło do wypadku Michał L. miał "zupełnie wyłączoną poczytalność" i "całkowicie zniesioną zdolność rozumienia i pokierowania swoim postępowaniem".

Po zatrzymaniu Michał L. przyznał się do winy. Powiedział, że przebieg zdarzenia pamięta tylko fragmentarycznie. Przyznał też, że nie zażywał przepisanych mu wcześniej lekarza psychiatrę leków, bo czuł się po nich senny i nie mógł normalnie funkcjonować.


(mpw)