Kunduz prawie skapitulował - twierdzi rzecznik Sojuszu Północnego. Oddziały antytalibańskiej opozycji weszły już na dwa kilometry w głąb miasta. W sobotę poddało się od tysiąca do dwóch tysięcy Talibów oraz kilkuset cudzoziemskich najemników z al-Qaedy. Oficjalna kapitulacja ostatniego bastionu fanatyków islamskich w północnej części Afganistanu spodziewana jest dzisiaj.

Dowodzący wojskami Sojuszu Północnego, oblegającymi Kunduz twierdzą, że do tej pory wzięto do niewoli co najmniej 700 zagranicznych najemników. Jednak szacuje się, że nadal w Kunduzie jest ich kilka tysięcy. "Najemnicy nie poddadzą się nigdy." - twierdzi Szah Mahmud, jeden z talibańskich komendantów, którzy złożyli broń. Cudzoziemcy walczący w Kunduzie nie liczą na sąd, dlatego wolą walczyć aż do śmierci. "Wjedziemy do Kunduzu." - zapowiada z kolei generał Daud Chan. "Jeżeli cudzoziemcy będą walczyć, my też" - dodaje. Wypuszczaniu najemników, gdy złożą broń, sprzeciwiają się Stany Zjednoczone. Amerykanie utrzymują, że w Kunduzie mogą być główni komendanci al-Qaedy - terrorystycznej organizacji Osamy bin Ladena.

Tymczasem w innym mieście doszło do niespodziewanego ataku. Fanatyk islamski walczący u boku Talibów, wysadził się w powietrze w kwaterze głównej uzbeckiego generała - Dostuma, w Mazar-i-Szarif. Wraz z nim zginęło dwóch innych bojowników, a brytyjska dziennikarka ITV News i jeden z dowódców antytalibańskiego Sojuszu zostali ranni. Jak powiedziała Andrea Catherwood, z Kunduzu do Mazar-i-Szarif przywieziono około 500 cudzoziemskich najemników, wspierających Talibów. Gdy w kwaterze głównej Dostuma zaczęto ich rewidować i przesłuchiwać, jeden z więźniów sięgnął po granat.

Foto: Archiwum RMF

06:10