Po raz pierwszy od 12 lat, w Kabulu pojawili się rosyjscy żołnierze. Tym razem zamiast czołgów i armat przywieźli ze sobą szpital polowy. Afgańczycy przyjęli ich z zainteresowaniem, ale też z pewną niechęcią - na razie kabulczycy po prostu nie wiedzą, co w budowanym właśnie szpitalu będzie się działo.

Również dziennikarze nie mają wstępu na budowę szpitala – cały teren jest ogrodzony i przykryty siatką maskującą. Również strażnicy nie chcieli udzielać kompletnie żadnych informacji. Trudno zresztą się dziwić tak wielkiej ostrożności i konspiracji towarzyszącej akcji – Rosjanie, 12 lat temu opuszczali Kabul jako wojska okupacyjne. Dzisiaj do siatki ogrodzeniowej wokół szpitala podeszło kilkuset kabulczyków, zostali jednak przepędzeni przez żołnierzy Sojuszu Północnego. „Myślałem, że to Amerykanie, ale teraz widzę, że to Rosjanie. Jeśli przyjechali, żeby pomóc, to dobrze” – mówili jedni o przybyciu Rosjan. „To nasi najgorsi wrogowie. Nie chcemy ich tu” – odpowiadali drudzy. Trudno się dziwić emocjom kabulczyków po, trwającej 10 lat, radzieckiej okupacji Afagnistanu.

Tymczasem wojska afgańskiego Sojuszu Północnego kończą tłumienie buntu Talibów i zagranicznych najemników al-Qaedy, jaki wybuchł w XVIII-wiecznej fortecy Kali Dżangi, położonej pod Mazar-I-Szarif. Bunt trwał dwa dni - więźniowie zdołali przemycić broń i zaatakowali strażników. Według niepotwierdzonych doniesień, zginęły setki osób - najemnicy oraz żołnierze sojuszu północnego.

Po upadku Kunduzu jedynym bastionem Talibów pozostaje Kandahar na południu kraju, choć i tam grunt pali im się już pod nogami. Od wczoraj na lotnisku pod Kandaharem są amerykańscy żołnierze. Prezydent George W. Bush dał do zrozumienia, że wojna z terroryzmem nie ograniczy się do operacji w Afganistanie i zasugerował, że kolejnym celem może być Irak, kraj rządzony przez Saddama Husajna.

Foto: Jan Mikruta RMF Kabul

12:30