„No to umrze. Każdy umrze, panie” – takimi słowami dyspozytor pogotowia w Kaliszu zwrócił się do mężczyzny, który wzywał karetkę do umierającego człowieka. Gdy ambulans dojechał na miejsce, 59-latek z Ostrowa Wielkopolskiego już nie żył. Sprawą zajmuje się teraz prokuratura i zwierzchnicy dyspozytora. Na razie mężczyzna został zawieszony.

Na razie znamy tylko zapisy rozmowy. Uwiecznił je mężczyzna dzwoniący pod numer 112. Według niego karetka przyjechała po 15 minutach. Szpital informuje, że dojazd zajął 7 minut.

Jeśli dyspozytor źle przeprowadzał rozmowę ze zgłaszającym, za późno wysłał ambulans, a ewentualni biegli uznają, że kilka minut mogło uratować życie człowieka, grozi mu do 5 lat więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka oraz za narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia przez osobę, na której ciąży obowiązek opieki.

Prokuratura dopiero jednak zaczęła swoją pracę, a na jej ustalenia czeka dyrektor szpitala w Kaliszu, któremu podlega dyspozytor.

Od decyzji śledczych zależą środki, które na podstawie kodeksu pracy zastosuje dyrektor. Może między innymi zwolnić dyspozytora z pracy.

Zapis rozmowy zarejestrował mężczyzna, który zadzwonił na 112.

Do zdarzenia doszło w środę około godziny 14.50 w Ostrowie Wlkp. Na jednej z posesji przy ul. Kamiennej zasłabł 59-letni mężczyzna, który - według naocznego świadka zdarzenia - był pod wpływem alkoholu.

- Przestań pan gadać, tylko odpowiadaj na pytania. Ja muszę wywiad zebrać. Muszę wiedzieć, w jakim kodzie karetkę wysłać i jaką wysłać - mówi dyspozytor.

 - Wywiad, jak wywiady to człowiek umrze, będziemy sobie wywiady robić - odpowiada nerwowo pan Sebastian. Chwilę później słyszy: No to umrze. Każdy umrze

(j.)