Izraelskie wojska zakończyły akcję wycofywania się z zajętych dwa dni temu terenów w północno-wschodniej Strefy Gazy. Ewakuację Izrael niespodziewanie rozpoczął wczoraj. Było to tym bardziej zaskakujące, że wcześniej Izraelczycy chcieli utworzyć na zajętym obszarze strefę buforową, i nie wykluczali, że zostaną tam dłużej.

"Po wykonaniu swojego zadania siły izraelskie powróciły ze Strefy Gazy na swoje poprzednie pozycje" - powiedziała rzeczniczka izraelskiej armii. Nie chciała jednak odpowiedzieć na pytanie, ilu żołnierzy i pojazdów wojskowych stacjonowało w Strefie Gazy. Palestyńskie służby bezpieczeństwa poinformowały, że zajęty obszar opuściło kilkanaście teransporterów opancerzonych, ciężarówek wojskowych i czołgów. Na wiadomość tę z satysfakcją zareagował amerykański departament stanu, który wcześniej skrytykował izraelskich atak na Strefę Gazy.

Pozostaniemy na zajętych terenach być może nawet kilka miesięcy - zapowiadał jeszcze wczoraj wieczorem generał dowodzący siłami izraelskimi na tych obszarach. Kilka godzin później Waszyngton wezwał jednak Izraelczyków do wycofania wojsk ze Strefy Gazy. Izrael w sposób przesadny zareagował na przedwczorajszy atak. Nie ulega jednak wątpliwości, że odpowiedzialność na najnowszą eskalację przemocy ponoszą obie strony - oznajmili Amerykanie. Nieoficjalnie wiadomo, że Waszyngton szczególnie mocno naciskał na premiera Szarona, aby złagodził konflikt z Palestyńczykami. Zdaniem obserwatorów ewakuacja wojsk przez Izrael może umożliwić wznowienie rozmów pokojowych. Posłuchaj relacji korespondenta radia RMF FM Eli Barbura:

Tymczasem Jaser Arafat w liście przesłanym do prezydenta Georga W. Busha nazwał przedwczorajsze ataki na cele palestyńskie "kolejną agresją przeciwko jego narodowi". Palestyński przywódca uznał, że miały one doprowadzić do zaostrzenia kryzysu w regionie.

foto EPA

04:20