Według Ministerstwa Spraw Zagranicznych wyprawa wysłanników prezydenta Kaczyńskiego do Gruzji może zaszkodzić wizerunkowi polskiej dyplomacji na świecie. To bardzo ostra ocena piątkowych i sobotnich rozmów prezydenckich ministrów w Tbilisi.

Przy okazji tej misji - jak twierdzi w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Zasadą urzędnik MSZ - z Polski płyną na zewnątrz nieczytelne sygnały. Chodzi o sposób prowadzenia polityki zagranicznej. Rząd ma określone kierunku tej polityki, a prezydencka misja to zaburza. To może zaszkodzić w osiąganiu celów z innymi krajami.

Z kolei według jednego z wiceministrów w rządzie Tuska, gdyby wyjazd do Gruzji był konsultowany z MSZ, można by wykorzystać pełną wiedzę Rady Ministrów na temat tego, co dzieję się w Tbilisi.

Urzędnicy z Kancelarii Prezydenta odpierają zarzuty. Twierdzą, że misję przygotowywali od kilku tygodni i próbowali w nią – bezskutecznie - wciągnąć MSZ. Jako, że Gruzja jest oczkiem w głowie prezydenta, Lech Kaczyński postanowił nie czekać i zorganizować wyprawę na własną rękę. Poza tym – jak ustaliła reporterka RMF FM Agnieszka Burzyńska – Kancelaria powiadomiła w tej sprawie MSZ. Odpowiedni faks trafił na biurko Cezarego Króla, szefa sekretariatu Radosława Sikorskiego w piątek o godz. 8.30.

Strona rządowa twierdzi jednak, że nie była poinformowana i zażądała od Kancelarii Prezydenta raportu o szczegółach gruzińskiej misji. Przygotowywanie sprawozdania trwa i prawdopodobnie znajdzie się w niej streszczenie spotkań, jakie w Tbilisi odbyli Michał Kamiński i Robert Draba.

Kancelaria Prezydenta zaledwie na osiem godzin przed planowanym lotem do Gruzji poprosiła Rosję o zgodę na przelot nad jej terytorium. Rosjanie oświadczyli, że jest już zbyt mało czasu, by sprawdzić, czy wolne są korytarze powietrzne. Standardowo takie rejsy powinno zgłaszać się z czterodniowym wyprzedzeniem. Ostatecznie polska delegacja poleciała do Gruzji przez Ukrainę i Turcję.