Mężczyzna, który zginął wczoraj w wybuchu w Katowicach sam odpalił ładunki wybuchowe. Takie są wstępne ustalenia policji - dowiedział się reporter RMF FM. Niewykluczone też, że górnicze środki wybuchowe desperat miał na sobie. W eksplozji zginęła też jego żona, z którą wcześniej mężczyzna się pokłócił. Kobieta podczas awantury wezwała policję. Kiedy radiowóz dojeżdżał na miejsce, doszło do wybuchu.

Okręgowy Urząd Górniczy zainteresował się niedzielnym wybuchem w Katowicach. Para małżonków zginęła, kiedy w trakcie kłótni mężczyzna odpalił materiał wybuchowy. W kopalni, gdzie pracował mężczyzna, we wtorek zacznie się specjalna kontrola.

Chodzi o ustalenie, skąd górnik miał w mieszkaniu materiały wybuchowe. Ich wydawanie w kopalniach to bardzo rygorystyczna procedura; ściśle powinno się sprawdzać ile takich materiałów trafia do kopalni, ile jest wydawanych do rozsadzania węgla, wreszcie ile ewentualnie jest niewykorzystanych pod ziemią.

Wiadomo, że mężczyzna był zatrudniony w firmie zewnętrznej, która wykonywała prace podziemne w kopalni w Knurowie i to tam Okręgowy Urząd Górniczy z Gliwic zacznie jutro kontrolę, żeby sprawdzić czy nie złamano przepisów.

Oczywiście nie da się też wykluczyć, że górnik mógł w inny sposób zdobyć środki wybuchowe.