Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła w 35 losowo wybranych gminach, jak utrzymywane są czystość i porządek w miejscach publicznych. Wyniki są zatrważające. Ponad połowa placów zabaw i piaskownic w 32 z 35 gmin nie była zabezpieczona przed odchodami zwierząt. Z nielegalnych wysypisk wywieziono prawie 5,5 tysiąca ton śmieci, w ich miejsce jednak pojawiały się nowe sterty odpadów. A jak jest w Waszych miastach? Czekamy na sygnały i zdjęcia od Was.

Na samą likwidację nielegalnych składowisk śmieci gminy wydały w ciągu dwóch lat ponad 5 milionów złotych. Kontrolerzy NIK stwierdzili przy tym, że większość wójtów, burmistrzów i prezydentów miast nie potrafi wyegzekwować zgodnego z prawem postępowania z odpadami. Władze, które zobowiązane są prowadzić dokładną ewidencję umów, zawieranych przez właścicieli posesji z firmami wywożącymi nieczystości, nie robiły tego. Nie interweniowały, kiedy z rejestru wynikało, że ktoś takiej umowy nie podpisał. Oczywiste jest, że śmieci musiały więc trafiać na nielegalne składowiska. Inspektorzy NIK stwierdzili, że w 15 gminach po uprzątnięciu dzikiego wysypiska odpady pojawiały się tam ponownie.

Gigantyczny problem w Gdyni

Przykład z Gdyni. Z jej terenu wywieziono w tym i ubiegłym roku prawie 1000 ton nielegalnych śmieci. Mimo to NIK wskazuje to miasto jako mające duży problem z dzikimi wysypiskami. Straż miejska tłumaczy, że po likwidacji dzikiego wysypiska śmieci szybko pojawiają się na nim ponownie. Do tego wciąż powstają nowe takie miejsca. Praktyka uczy, że wystarczy jeden rzucony worek ze śmieciami, żeby zaraz pojawiły się kolejne. Ostatnio było tak w okolicy jednego z gdyńskich cmentarzy. To powracający problem. Najgorzej jest na obrzeżach miasta, tam, gdzie nie ma monitoringu, i na terenach, gdzie osiedla graniczą z lasem - tłumaczy Danuta Wołk-Karaczewska, rzecznik straży miejskiej. Przyznaje, że strażnicy systematycznie monitorują miejsca, gdzie pojawiały się nielegalne wysypiska. Dostają także sygnały od mieszkańców miasta czy wspólnot mieszkaniowych. Mimo to sprawców niełatwo jest ustalić i ukarać. W tym roku mandat dostało jedynie 10 osób, a siedem spraw skierowano do sądu. Ostatnio strażnicy zatrzymali pracowników firmy remontowej, którzy w lesie zrobili sobie dzikie wysypisko. Wyrzucili tam odpady budowlane - między innymi deski. Tłumaczyli się, że szef im tak kazał. Z kolei ich pracodawca tłumaczył, że mieli zawieźć te rzeczy koledze do Wejherowa. Był zbulwersowany zachowaniem swoich pracowników - relacjonuje Wołk-Karaczewska. To konkretny przykład udanej interwencji, ale takich jest niewiele w porównaniu ze skalą problemu.

Z dzikimi wysypiskami walczy przede wszystkim Zarząd Dróg i Zieleni. Usługę zleca zewnętrznemu wykonawcy. Umowa przewiduje usuwanie odpadów na bieżąco, na polecenie Zarządu. Rozliczenie odbywa się po zakończonym miesiącu na podstawie rzeczywistej ilości usuniętych odpadów. W tym i zeszłym roku wywiezienie 954 ton nielegalnych śmieci kosztowało około 292 tysięcy złotych. W sumie w tym czasie zlikwidowano łącznie 575 wysypisk. Liczba robi wrażenie, choć do dzikich wysypisk zalicza się także te miejsca, w których leżą pojedyncze odpady. Nie zmienia to jednak faktu, że problem jest olbrzymi, bo z największych nielegalnych składowisk wywożono nawet po 70-80 ton śmieci. Aby bardziej efektywnie walczyć z problemem nielegalnego zaśmiecania terenów miasta, konieczne jest zwiększenie stopnia wykrywalności sprawców takich wykroczeń, radykalne zwiększenie kar za zaśmiecanie terenu oraz ich bezwzględna egzekucja. Zaśmiecanie terenu nie powinno być traktowane jako czyn o niskiej szkodliwości społecznej. Być może poprawę sytuacji przyniesie wdrożenie w gminach nowego systemu gospodarowania odpadami komunalnymi w oparciu o przepisy zmienionej ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Do zwiększenia stopnia wykrywalności sprawców nielegalnego zaśmiecania terenu powinno przyczynić się stosowanie tzw. fotopułapek przez straż miejską - mówi Maciej Karmoliński, zastępca dyrektora Zarządu Dróg i Zieleni w Gdyni.

Straż miejska przyznaje, że zaczęła stosować nową metodę walki z nielegalnymi wysypiskami. Jest ona oparta na nowej technologii. Strażnicy nie chcą jednak zdradzać szczegółów tych działań.

Na Śląsku montują fotopułapki

Walkę z nielegalnymi wysypiskami śmieci prowadzą także strażnicy miejscy w kilku miastach na Śląsku. W parkach, lasach, w okolicach ogródków działkowych instalują właśnie tzw. fotopułapki, czyli kamery z czujnikami ruchu i podczerwienią, która pozwala na rejestrowanie obrazu również w nocy.

Dwie przenośne fotopułapki od wiosny działają w Bytomiu. Dzięki nim w ostatnim miesiącu na gorącym uczynku przyłapano cztery osoby. W Katowicach strażnicy miejscy stosują fotopułapki od roku. Z sukcesem - złapano już ponad 100 osób wyrzucających śmieci na dzikich wysypiskach. Co ciekawe, wśród nich byli też przedstawiciele firm, które zajmują się wywożeniem odpadów.

Krakowscy uczniowie: Nasza praca idzie na marne

W Krakowie w ubiegłym roku ponad 22 tysiące uczniów uprzątnęło miejskie parki i ulice w ramach akcji "Sprzątanie świata". Zebrali aż 34 tony śmieci. Szklane butelki po alkoholach, plastikowe butelki po napojach gazowanych, papierki po cukierkach. Nawet opony w krzakach. Smutno jest, że nadal śmiecą. Nasza praca idzie na marne - mówią reporterowi RMF FM Maciejowi Grzybowi uczestnicy akcji. Bo teraz sprzątanie trzeba powtórzyć - śmieci pojawiły się w tych samych miejscach.

Piaskownice z odchodami

Najwyższa Izba Kontroli bije na alarm również w kwestii czystości miejsc do zabawy dla dzieci. Prawie wszystkie poddane kontroli piaskownice i większość (52 proc.) placów zabaw nie była ogrodzona. Oznacza to, że bawiące się tam dzieci były narażone na kontakt ze znajdującymi się tam odchodami zwierzęcymi. Władze zaniedbywały usuwanie zanieczyszczonego piasku i jego wymianę. Dzieci były narażone na kontakt z odchodami zwierząt, które były w piaskownicach. Piasek nie był wywożony, nie przywożono świeżego piasku, piaskownice nie były ogrodzone. Tym samym stwarzało to realne zagrożenie dla zdrowia dzieci - podkreśla rzecznik NIK Paweł Biedziak. Tylko w trzech z 35 skontrolowanych gmin (Bodzentyn, Gdynia i Gniezno) place zabaw były odpowiednio chronione.

Na przykład w Olsztynie wiele do życzenia pozostawia plac zabaw w parku im. Kusocińskiego. To miejsce, które ze względu na położenie powinno być wizytówką, a tymczasem straszy swoim wyglądem. Park położony jest blisko centrum miasta, między ulicą Piłsudskiego a Dworcową. Plac zabaw leży w bezpośrednim sąsiedztwie fontanny i stawu. Upodobały go sobie stada kaczek. Ptasie pióra w piaskownicy nie dziwią nikogo. Rodzice niechętnie zabierają dzieci w to miejsce również dlatego, że na ziemi pełno jest niedopałków papierosów, potłuczonych butelek albo psich odchodów. W ciągu godziny nasz reporter Piotr Bułakowski zauważył trzy osoby, które wyprowadzały swoje czworonogi obok piaskownicy.

Z raportu NIK wynika również, że zdecydowana większość gmin (71 proc.) nie przeprowadzała nakazanej przez prawo deratyzacji. Inspektorzy wspominają o dwóch przypadkach pokąsania ludzi przez gryzonie (w Chorzowie).

Brak toalet publicznych

W raporcie NIK wskazuje, że prawie we wszystkich skontrolowanych gminach bardzo ograniczony jest dostęp do publicznych toalet. Dość powiedzieć, że na jedną przypada statystycznie blisko 12 tysięcy mieszkańców (nie licząc np. turystów), podczas gdy np. w Wielkiej Brytanii na jedną toaletę publiczną przypada niespełna 600 osób.

Normą jest brak dostosowania toalet do potrzeb osób niepełnosprawnych i brak informacji o tym, gdzie toalety się znajdują. W liczącym 32 tys. mieszkańców Myszkowie jako szalet publiczny wskazywano inspektorom NIK toaletę w budynku urzędu miasta, działającą jednak tylko w godzinach pracy urzędu. Jedyna toaleta publiczna w Łazach czynna zaś była tylko w dni robocze, w godzinach 8-16. W dwóch ze skontrolowanych 35 gmin (Knurów i Myszków) toalety publicznej nie było wcale, nawet przenośnej.

Na ulicach nie ma koszy na śmieci

Inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli stwierdzili też, że w połowie skontrolowanych gmin brakowało koszy na śmieci. W niektórych z nich (np. w Kielcach i Ogrodzieńcu) władze ograniczyły się do wystawienia ich w najbardziej reprezentacyjnych miejscach centrum, zaniedbując resztę miasta.

Tylko w 13 gminach rozprowadzano zestawy higieniczne na odchody zwierząt domowych, tylko w 10 postawiono na nie specjalne kosze, ale również w niewystarczającej ilości. Efekt? Zabrudzone chodniki i trawniki.

W Lublinie jest 10 tysięcy psów. Od początku roku mandatami za niesprzątanie po swoim pupilu straż miejska ukarała 45 osób.

Czekamy na sygnał od Was

Brudne i zaniedbane place zabaw, wysypiska śmieci przy leśnej drodze. Jeśli znacie takie miejsca, zróbcie zdjęcia i prześlijcie nam na Gorącą Linię RMF FM.

1. Wyślij informację SMS-em lub zdjęcia MMS-em na numer Gorącej Linii:


600 700 800

2. Możesz też wysłać zdjęcia i filmy e-mailem:


fakty@rmf.fm

3. Możesz skorzystać ze specjalnego formularza.