Lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy mogli popełnić błąd i spowodować śmierć 2-letniego chłopca - wynika z raportu z sekcji zwłok dziecka, który dotarł do prokuratury w Brodnicy. Mały Kacper zmarł w domu, w wielkanocny poniedziałek, po rutynowym zabiegu drenażu uszu i wycięcia trzeciego migdała. Śledczy wykluczyli ponad wszelką wątpliwość, że do śmierci dziecka mogli przyczynić się rodzice.

Prokuratura chce teraz ustalić, czy decydując się na operację Kacpra lekarze podjęli właściwą decyzję. Sekcja zwłok chłopca wykazała bowiem, że miał on stan zapalny obu uszu; w takim przypadku zabieg laryngologiczny mógł być dla niego groźny. By to rozstrzygnąć potrzebne nam będą opinie biegłych pediatrów, laryngologów i immunologów - wyjaśnia Alina Szram z brodnickiej prokuratury. Jak mówi, wiele wskazuje na to, że lekarze dopuścili się błędu w sztuce lekarskiej. Jeśli uda się to udowodnić, będą odpowiadali za umyślne bądź nieumyślne narażenie małoletniego na utratę życia lub zdrowia - dodaje Szram.

Nie różyczka, a sepsa?

Niewykluczone również, że lekarze popełnili drugi błąd: możliwe, że dziecko wypisano do domu - jak mówią śledczy - z galopującą sepsą, którą w szpitalu prawdopodobnie pomylono z różyczką. Musimy sprawdzić, czy właściwie rozpoznano różyczkę? Mając na uwadze ujawnione szczepy bakterii, czy wybroczyny na skórze nie były w istocie objawami sepsy? - pyta Alina Szram.

Niestety, wyjaśnienie tych kwestii może być czasochłonne; jak mówią prokuratorzy, na opinie akademickich specjalistów w sprawie błędów lekarzy czeka się średnio od pół roku do nawet dwóch lat.