Dwuletni Adaś opuści w tym tygodniu wspólną salę oddziału intensywnej opieki medycznej. Lekarze chcą go przenieść do mniejszego pomieszczenia, gdzie będzie mógł cały czas przebywać z rodzicami. Chłopczyk w ubiegłym tygodniu został wybudzony z głębokiej hipotermii.

Adaś przebywa teraz na OIOM-ie kardiochirurgii. To wspólna sala, na której leżą pacjenci po operacjach serca. Dwulatek miałby jednak lepsze warunki w małej sali, w której bawiłby się i słuchał bajek. Być może uda nam się znaleźć dla niego separatkę na intensywnej terapii, innej, nie kardiochirurgicznej. Jak potem wszystko będzie przebiegać prawidłowo, to pójdzie na normalny oddział, najprawdopodobniej na rehabilitację - mówi dyrektor szpitala dziecięcego w Krakowie Prokocimiu Maciej Kowalczyk.

Adaś walczy teraz z zapaleniem płuc. Równolegle przechodzi rehabilitację. Jeśli nie będzie komplikacji, jest szansa, że święta spędzi w domu.

Dwulatek zaginął w niedzielę 30 listopada nad ranem. Kiedy został znaleziony, temperatura jego ciała wynosiła zaledwie 12 stopni. Jeszcze nigdy nie udało się uratować nikogo, kto był tak wychłodzony. W przypadku Adasia umożliwił to unikalny w skali świata system stworzony w Małopolsce. Centrum Leczenia Głębokiej Hipotermii powstało z myślą o zasypanych przez lawiny. Teraz służy wszystkim - mówi jego współtwórca, lekarz Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Sylweriusz Kosiński.

Dwuletni chłopczyk był pod opieką babci i wymknął się z domu. Chłopca, który był w samej piżamce, znalazł nad brzegiem rzeki, około kilkuset metrów od zabudowań, zastępca komendanta komisariatu w Krzeszowicach Michał Godyń. Zaniósł Adasia do najbliższego domu i tam prowadził reanimację do czasu przyjazdu karetki i transportu dziecka do szpitala.

Jak ustaliła policja, babcia chłopca opiekowała się jeszcze dwójką dzieci. Była trzeźwa. Około 3 w nocy doglądała dzieci, które spokojnie spały. Zniknięcie wnuka zauważyła nad ranem.

(mpw)