Na podszczecińskie lotnisko w Goleniowie samolotem z Grenoble przyleciało dwoje rannych w wypadku polskiego autokaru we francuskich Alpach. Na pokładzie maszyny byli też członkowie rodzin ofiar tragedii. W sumie z Francji przyleciało 55 osób.

Dwoje rannych, pochodzących ze Stargardu Szczecińskiego, przetransportowano prosto z lotniska karetką do stargardzkiego szpitala. Ich stan lekarze określają jako dobry. Kobieta została już wypisana ze szpitala. Mężczyzna zostanie tam prawdopodobnie jeszcze kilka dni. Rodziny z płyty lotniska rozwieziono busami do domów.

To cud że przeżyłem - mówi 63-letni Józef Mordas, mężczyzna, który cało wyszedł z wypadku:

W trzech szpitalach we Francji nadal pozostają 22 osoby poszkodowane w wypadku. W ciągu najbliższego tygodnia do Polski powinno wrócić pięć kolejnych poszkodowanych osób. Kolejne, które są w stanie "średnio ciężkim" lub ciężkim mają wrócić w ciągu miesiąca. Na miejscu wypadku powołano rezydenta województwa zachodniopomorskiego: Będzie zobowiązany do przygotowywania codziennie bardzo precyzyjnych raportów medycznych, uzyskiwania tych informacji ze szpitali, abyśmy wiedzieli kto jest w jakim stanie. Ta informacja, jak podkreśla wojewoda Robert Krupowi, jest w tej chwili najważniejsza. Okazuje się, że wielu z poszkodowanych nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego co się stało. Pierwsze zwłoki zostaną sprowadzone do Polski dopiero po pełnej identyfikacji, po porównaniu kodu DNA. Nie wcześniej jednak niż za dwa tygodnie.

Jak poinformował na krótkiej konferencji prasowej tuż po przylocie wiceprezydent Szczecina Tomasz Jarmoliński, który towarzyszył rodzinom w podróży, 24 osoby - bliscy ofiar

zdecydowali się pozostać we Francji.

Do katastrofy polskiego autokaru z pielgrzymami doszło w niedzielę na tzw. Drodze Napoleona w Alpach francuskich koło Grenoble. W pielgrzymce brali udział głównie starsi ludzie ze Szczecina, Stargardu Szczecińskiego i Mieszkowic w woj. zachodniopomorskim. W wypadku zginęło 26 osób, a 24 zostały ranne.