Protesty w szpitalach, komornicy na kontach personelu, brak entuzjazmu rządu i Sejmu dla propozycji ministra zdrowia. To krótki opis aktualnej sytuacji w służbie zdrowia.

Dziś po południu posłowie zdecydują o losach projektu ustawy o pomocy publicznej i restrukturyzacji Zakładów Opieki Zdrowotnej. Najgorsze jest to, że zarówno przyjęcie przepisów w niej zawartych, jak ich odrzucenie będzie miało bardzo poważne - niekoniecznie uzdrowicielskie - konsekwencje.

Przyjęcie ustawy w jej obecnym kształcie bez łagodzących poprawek Marka Balickiego, na które na razie nie zgodził się rząd oznacza jeden wielki protest w służbie zdrowia. I to nie tylko pielęgniarek czy lekarzy, ale także właścicieli większości szpitali czyli samorządowców. Ci ostatni od dawna alarmują, że wszystko skończy się upadłością szpitali.

Odrzucenie tych propozycji oznacza komornicze naloty na ZOZ-y wielką skalę – komornicy mogą zająć pensje w ponad połowie istniejących placówek, bo według danych resortu zdrowia zadłużonych jest ok. 60 procent szpitali. I rzecz ostatnia: koniec rządowej kariery Marka Balickiego, który swoją obecność w rządzie uzależniał właśnie od losów owej ustawy. Jego zdaniem nie ma innej alternatywy ani innego pomysłu na reformy.

W Sejmie nie ma jednak większości, która pozwoliłaby Balickiemu ze spokojem patrzeć na bieg wydarzeń. Spory nie omijają samego rządu, w którym Marek Balicki napotyka na opór ministra finansów. Ten ostatni, według naszych informacji, nie chce zgodzić się na to, co minister naobiecywał właścicielom szpitali. Dobrego rozwiązania nie ma. A pacjentów czeka bardzo gorąca wiosna z lekarzami i pielęgniarkami na ulicach, a nie w szpitalach.