Sąd Lustracyjny orzeknie dziś, czy Zyta Gilowska była agentem SB o pseudonimie Beata. Chce tego Rzecznik Interesu Publicznego. Obrońca byłej wicepremier mówi, że nie ma na to żadnego dowodu i żąda oczyszczenia Gilowskiej z zarzutów.

Wyrok, który dziś zapadnie, będzie nieprawomocny - strona z niego niezadowolona może odwołać się do Sądu Lustracyjnego II instancji, a potem - do Sądu Najwyższego. Nie wiadomo jednak, czy ewentualnej procedury nie przerwie wejście w życie nowej ustawy lustracyjnej, która zakłada m.in. likwidację Sądu Lustracyjnego i urzędu Rzecznika.

Zastępca RIP Jerzy Rodzik uznał za niewiarygodne tłumaczenia Witolda Wieczorka byłego oficera SB z Lublina, że w marcu 1986 r. zarejestrował on Gilowską fikcyjnie, "aby ją chronić". Jego przełożeni wykluczyli bowiem możliwość fikcyjnej rejestracji.

Nie ma żadnego materialnego dowodu, by Gilowska była tajnym i świadomym współpracownikiem SB - mówił jej obrońca mec. Piotr Kruszyński. Pan Wieczorek w sposób podstępny wykorzystywał spotkania towarzyskie z panią Gilowską, słuchał, co opowiadała o swoim pobycie w Niemczech, i następnie podstępnie powielał te informacje w formie meldunków - argumentował przed sądem.

Moje oświadczenie lustracyjne jest prawdziwe - wielokrotnie zapewniała powtórzyła Gilowska.

Nie zachowała się teczka "Beaty". Są zapisy rejestracyjne, że 26 marca 1986 r. Wieczorek zarejestrował ją jako TW "Beata" "na zasadach dobrowolności". Są ponadto meldunki operacyjne Wieczorka o cudzoziemcach odwiedzających KUL oraz o niemieckiej Fundacji Schwarzkopfa, oparte na słowach "Beaty" - jako "sprawdzonego źródła". Jest także protokół kontroli MSW akt lubelskiej SB z 1989 r., która nie zakwestionowała akt "Beaty".

Czy Gilowska wróci do rządu?

Jedno jest pewne, jeśli wyrok będzie skazujący, Gilowską czeka polityczny niebyt. A co jeśli sąd oczyści ją z zarzutów?

W świecie polityki panuje przekonanie graniczące z pewnością, że Zyta Gilowska zostanie dziś uniewinniona, a drzwi do polityki znów staną przed nią otworem. Co zrobi ekswicepremier?

W dniu dymisji myśl o powrocie do rządu wzdragała Gilowską. Stawać przed tą rozpędzoną lokomotywą? Nie, dzisiaj nie miałabym ochoty na coś takiego - mówiła. Ale potem przyszły prośby i namowy ze strony prezesa-premiera. Odpowiednia zachęta powoli zaczęła przynosić żądany skutek; Gilowska nie wykluczała już powrotu do polityki.

Jej współpracownicy twierdzą, że Gilowska wróci do rządu, choć nie bez oporów. Była szefowa resortu finansów obawia się, że „ta tajemnicza lokomotywa", która napędziła jej lustrację, wcale nie zwolniła biegu, a jej maszyniści nie złożyli broni.