We wtorek wybory prezydenckie w USA. Na razie obaj kandydaci skaczą po mapie Stanów Zjednoczonych ruchem konika szachowego. Na trasie Busha i Kerry’ego znajdują się kluczowe stany, takie jak Ohio, Pensylwania czy Floryda.

Mało kto zwraca w tej chwili uwagę na ogólnokrajowe sondaże popularności. O tym, kto będzie prezydentem zadecyduje garść stanów, w których toczy się najbardziej wyrównana walka.

Dlatego kandydaci krążą nad Ohio, Pensylwanią, Minnesotą, Wisconsin i Florydą.

Tam organizowane są wiece z udziałem wiernych sympatyków, tam sztaby mobilizują swych wyborców, by poszli głosować, dzwonili do przyjaciół i namawiali ich do tego samego.

W tych stanach obie strony przygotowują też armie prawników, by w razie niekorzystnego wyniku poruszyć sądy i urny wyborcze – wszystko po to, by uratować kraj od rządów przeciwnika.