Nawet 10 lat więzienia grozi prowodyrom buntu w poprawczaku w Poznaniu. W nocy 18 wychowanków ośrodka zabarykadowało się na trzecim piętrze. Wcześniej próbowali odebrać klucze wychowawcy. Spłonęła barykada z łóżek i krzeseł, wychowawca ratował się przed pobiciem ucieczką.

Bunt wybuchł, bo niektórzy z wychowanków placówki nie otrzymali przepustki. Na razie prokuratura nikomu nie postawiła zarzutów. W akcji trzech policjantów podtruło się dymem. Prokuratura nie wyklucza kolejnych zatrzymań.

Pięciu prowodyrów nocnego buntu w poprawczaku w Poznaniu próbowało najpierw uciec z zakładu - ustalił reporter RMF FM Piotr Świątkowski. Uciekinierzy podeszli do wychowawcy i zażądali kluczy. Gdy mężczyzna odmówił, został uderzony deską w głowę.

Wychowawca, na tyle przytomny, że wiedział, że to może się skończyć czymś gorszym, schronił się. Niemoc młodych ludzi spowodowała, że zaczęli wynosić wszystkie rzeczy, które mieli pod ręką i wszystko wyrzucali na hol główny (…) i podpalili to - mówił reporterowi RMF FM Romuald Piecuch z Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu:

Na miejsce pojechało sześć zastępów straży pożarnej. Oni wspierali policję i dogaszali podpalone miejsca. Około północy bunt opanowano. Prowodyrami i głównymi sprawcami byli wychowankowie, którzy zostali cofnięci z urlopu w związku z popełnionymi czynami karalnymi:

Najmłodszy miał 17, najstarszy 20 lat - to zastępca dyrektora domu poprawczego Sebastian Dec. W sprawie buntu do wyjaśnienia pozostaje wiele kwestii. Np. dlaczego w poprawczaku siedzą ludzie, którzy skończyli 20 lat. posłuchaj relacji reportera RMF FM Piotra Świątkowskiego: