51 listopadowych dyżurów jest nieobsadzonych na oddziale ratunkowym Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. Brak rozwiązania sytuacji - jak zaalarmowali lekarze - oznacza paraliż oddziału.

Zostało kilkoro stale pracujących specjalistów, którzy nie są w stanie obstawić wszystkich dyżurów. Na listopad jest 51 nieobsadzonych dyżurów. Oznacza to brak 20 lekarzy. SOR, bez rozwiązania sytuacji, stanie od 1 listopada - powiedziała dziennikarzom Agata Dynkiewicz, lekarz rezydent w SOR szpitala dziecięcego w Prokocimiu.

Agata Hałabuda, radiolog i przewodnicząca związku zawodowego lekarzy w placówce podkreśliła, że na SOR-ze jest trzech lekarzy - jeden specjalista i dwóch rezydentów, a w tej chwili (czwartek po południu) przyjmuje tylko jeden lekarz pediatra (chodzi o część niezabiegową). Jak jeden lekarz ma pracować za trzech? To jest awykonalne, kiedy na dyżurze jest tam ok. 100 dzieci, przyjmowanych w różnym stanie - zauważyła. 

Prorektor UJ ds. Collegium Medicum prof. Tomasz Grodzicki zapowiedział, że na początku tygodnia będzie rozmawiał z szefem SOR-u i konsultantem wojewódzkim ds. medycyny ratunkowej. Chcemy zobaczyć, co możemy zmienić - powiedział. Prof. Grodzicki spotkał się z pracownikami Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. W spotkaniu uczestniczyło ponad 200 osób

Poza ogólnikami nie padły konkrety - powiedziała po spotkaniu przewodnicząca związku zawodowego lekarzy w szpitalu. Jak dodała, 26 specjalistów, którzy 30 września złożyli wypowiedzenia, nie wycofało ich. W październiku kolejnych 36 wypowiedzeń zostało złożonych na ręce męża zaufania (przewodniczącej OZZL w szpitalu) - te dokumenty uprawomocnią się, jeśli trafią do dyrekcji lub kadr szpitala. 

Zła organizacja pracy w szpitalu?

Lekarze chcą wyższych wynagrodzeń, ale - jak powiedziała Agata Hałabuda - "to organizacja pracy przeważyła szalę goryczy". Kwotą wyjściową do negocjacji powinny być - według związku lekarzy - trzy średnie krajowe. 

Zdaniem prof. Grodzickiego dzisiejsze spotkanie pokazało, że chodzi nie tylko o pieniądze. Podkreślił, że pracownicy mają wiele zastrzeżeń, co do organizacji w szpitalu. Było też wiele głosów - relacjonował prorektor - że szpital i dzieci trzeba ratować. Obawiam się, że może dojść do ograniczenia działalności szpitala, ale upadłość nie wchodzi w grę - zaznaczył.

Zwrócił się także do pracowników z dwiema prośbami. Po pierwsze, aby wstrzymali się z decyzjami o zwolnieniach i dali szansę nowej dyrekcji - konkurs na nowego dyrektora zostanie zakończony w połowie listopada - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z procedurami. Po drugie, aby ci, którzy uważają, że bezwzględnie muszą się zwolnić z powodów finansowych, osobistych czy zawodowych, nie składali wypowiedzeń w tym samym czasie i dzięki temu zapobiegli paraliżowi szpitala. 

Grodzicki podkreślił, że uniwersytet nie ma wpływu na dramatyczną sytuację szpitala i zapowiedział rozmowy z ministrem zdrowia. Jak poinformował, szpital kredytuje działalność NFZ i otrzymuje pieniądze po kilku miesiącach od wykonania świadczeń. To jakieś nieporozumienie i powoduje, że szpitale są zadłużone choćby nie wiem jak dobrze i ekonomicznie działały - mówił prorektor.

Profesor zwrócił także uwagę na inflację - kolejny - jego zdaniem - problem systemowy. 

Ta inflacja to nie tylko wzrost cen w sklepie spożywczym, ale to wzrost kosztów we wszystkich jednostkach, w tym w szpitalu, który żywi, jest ogrzewany, który wozi karetkami pacjentów - wyliczał Grodzicki i dodał: "Dzisiaj nie widać, by Ministerstwo Zdrowia i NFZ podejmowały działania, by pokryć dla szpitali podwyżki cen energii. 

Jego zdaniem, problemy placówki w Prokocimiu w 70 proc. wynikają z błędów systemowych, a w 30 proc. są efektem problemów wewnętrznych szpitala, takich, jak zła organizacja, niesprawna komunikacja, zła atmosfera w pracy.

A co na to Ministerstwo Zdrowia?

Resort Zdrowia poinformował, że w szpitalu dziecięcym w Prokocimiu toczą się negocjacje ws. wynagrodzeń, których skutkiem jest między innymi wypowiadanie umów przez lekarzy. Takie następstwa przy negocjacjach płacowych zdarzają się również w innych szpitalach. Ministerstwo zaznacza, że rozmawia i jest w stałym kontakcie z dyrekcją szpitala. "Należy podkreślić, że resort nie jest pracodawcą lekarzy, nie rozmawia więc z pracownikami czy związkami zawodowymi - dodało MZ. 

Małopolski NFZ wystąpił do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego o pilne przekazanie wyjaśnień dotyczących braków kadrowych. Łączna kwota umów Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego z NFZ wynosi aktualnie 309,4 mln zł. Poza tym szpital w ramach świadczeń związanych z leczeniem Covid-19 otrzymał dotychczas 10,8 mln zł.