Najpierw oględziny łańcuszka na szyi, a teraz wyniki badań DNA ostatniej potwierdzają, że we wraku Gustloffa znaleziono ciało zaginionego przed laty nurka Roberta Szlechta.

Szczątki poznaniaka znalazła 6 czerwca ekipa Baltictech na wraku niemieckiego statku Gustloff, który został zatopiony w czasie II wojny światowej w okolicach Łeby.

Dziś policjanci poinformowali bliskich zaginionego, że dostali wyniki badania DNA zwłok. Wyniki DNA potwierdziły, że to Robert - powiedziała Onetowi Jolanta Rewers, szwagierka zmarłego.

11 czerwca Onet jako pierwszy ujawnił informację, że zmarłym, którego szczątki znaleziono właśnie na Gustloffie, najprawdopodobniej jest Robert Szlecht z Poznania. Biznesmen udał się w lipcu 2012 roku na wyprawę nurkową razem z kolegami. Po zejściu pod wodę już nie wypłynął. Jego kompani zgłosili później służbom, że schodzili na wrak Terry, jednego ze statków zatopionych przez Sowietów w 1945 r. Jego ciała tam jednak nie odnaleziono.


Rodzinie od początku kwestionowała zeznania kolegów Szlechty. Poznaniak przed wyjazdem ekscytował się, że będzie schodził na wrak Gustloffa, niemieckiego statku, na którym wydarzyła się największa morska katastrofa w historii ludzkości.

Zimą 1945 roku tym pasażerskim statkiem, pływającym pod banderą nazistowskiej III Rzeszy, z Gdyni mogło wypłynąć nawet ponad 10 tysięcy osób. Była to niemiecka ludność, która uciekała do Niemiec z terenów powoli zajmowanych przez Sowietów. Na pokładzie byli między innymi niemieccy żołnierze różnych rodzajów sił zbrojnych, funkcjonariusze Gestapo, członkowie NSDAP czy pracownicy urzędów III Rzeszy. Wielu z nich wraz z rodzinami. Kilka godzin po wyjściu z portu Gustloff został trzykrotnie storpedowany przez radziecki okręt podwodny. Zatonął godzinę później. Zginęło ponad 6 tysięcy osób.

Zbliżanie się do wraku jest surowo zabronione, ponieważ statek ma status podwodnej mogiły, jako jeden z trzech na polskim morzu. Za nielegalne nurkowanie tam można zostać ukarany mandatem opiewającym na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Bliscy Szlechta podejrzewają, że być może przez to jego koledzy nie chcieli powiedzieć, że schodzili na Gustloffa.