Do domowej awantury doszło w Wołominie w województwie mazowieckim. Nie żyje 15-letnia dziewczyna, jej matka oraz konkubent kobiety. Rannych zostało także dwoje dzieci, w wieku 8 i 10 lat. Mają rany cięte.

Trzy osoby nie żyją, a dwoje dzieci w wieku 8 i 10 lat z licznymi ranami kłutymi i ciętymi trafiło do szpitala. Do tragicznego zdarzenia doszło w Wołominie. Według wstępnych ustaleń śledczych prawdopodobnie doszło do awantury domowej. Nie żyje 15-letnia Sylwia, jej matka oraz konkubent kobiety.

Ranne rodzeństwo to 8-letni Hubert i 10-letnia Daria. Oboje zostali ranieni nożem. Przebywają w szpitalu na ul. Niekłańskiej w Warszawie.

Dzieci trafiły do nas w stanie ciężkim, z wielokrotnymi ranami, zadanymi prawdopodobnie nożem - wyjaśnił rzecznik szpitala Maciej Kot. Dodał, że stan chłopca jest "naprawdę ciężki", dziecko ma poważne uszkodzenia ciała. Musiało przejść operację. Po jej zakończeniu trafiło pod stałą opiekę lekarzy.

Dziewczynka jest bardziej w stanie stabilnym. Rany jej nie są aż tak poważne, aczkolwiek to są rany kłute i cięte. Nie uszkodziły natomiast głównych arterii - powiedział nam Maciej Kot.

Po południu stan dziewczynki jednak się pogorszył i trafiła na stół operacyjny. Dodatkowe badania pokazały, że zabieg operacyjny jednak jest potrzebny. Jak usłyszał nasz reporter Krzysztof Zasada, w przypadku 8-latka lekarze walczyli o jego życie, natomiast w przypadku jego siostry to walka o zdrowie.

Sprawca tragedii prawdopodobnie popełnił samobójstwo

Informacja o tragedii rodzinnej dotarła do policji po godzinie 9 rano. Kiedy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, odkryli ciało 40-letniej kobiety i jej 15-letniej córki. Chwilę później odnaleźli również ciało mężczyzny. Wszystko wskazuje na to, że człowiek ten targnął się na swoje życie.

Będziemy chcieli odtworzyć to, co w tej rodzinie mogło się wcześniej dziać, co było powodem tak olbrzymiej tragedii - powiedział rzecznik stołecznej policji Mariusz Mrozek.

Dodał, że domu przy ul. Sławkowskiej w Wołominie miały miejsce policyjne interwencje. Sąsiedzi rodziny potwierdzili w rozmowie z reporterem RMF FM Mariuszem Piekarskim, że w parterowym, zaniedbanym domu często dochodziło do awantur. Powtarzały się kłótnie, a mężczyzna podejrzewany o ten mord często był pijany i wpadał w furię. Nie raz była policja wzywana, dlatego że on awantury wszczynał. Raz słyszałam nawet, że pobił policjantów, więc uważam, że już dawno powinna tutaj być pomoc - mówi jeden z sąsiadów.

Jak mówią okoliczni mieszkańcy, mężczyzna był leczony psychiatrycznie i niedawno wyszedł za poręczeniem własnej siostry. Powinni po prostu sprawdzać. Gdy ktoś jest leczony psychiatrycznie i wychodzi za poręczeniem rodziny, to powinien po prostu mieć jakiś nadzór. Ktoś przychodzi i sprawdza takiego człowieka - dodają sąsiedzi.

"Mówiła, że boi się wracać do domu"

Oficjalnie nikt tego nie potwierdza, ale nieoficjalnie sąsiedzi w rozmowie z naszym dziennikarzem twierdzili, że młodsze dzieci - chłopiec i dziewczynka, którzy trafili do szpitala, to dzieci tego mężczyzny. Spokojny, grzeczny... Widać, że ten chłopczyk był nawet taki za grzeczny. Nie radził sobie za bardzo z lekcjami, ale te dzieci takie zahukane były. Widać było, że czegoś się boją - opowiadają sąsiedzi.

Rówieśnicy Huberta i Darii dodają, że dzieci czasem przychodziły posiniaczone do szkoły. 15-letnia Sylwia, która została zamordowana, bała się natomiast konkubenta swojej matki, który ich nachodził. Mówiła, że się boi wracać do domu z tego powodu, że mama ma takiego faceta. Trudno jej strasznie było o tym rozmawiać, ale coś mówiła. Taka przygnębiona była czasami - zdradzają jej znajomi.

Według sąsiadów to 15-latka opiekowała się w ostatnim czasie młodszym rodzeństwem. Matka znalazła pracę w Warszawie.

Policja: Jesteśmy do dyspozycji rodziny

Policja deklaruje pomoc dla rodziny. W pogotowiu jest zespół policyjnych psychologów, jesteśmy do dyspozycji tej rodziny. Jesteśmy również do dyspozycji dzieci, które są w szpitalu, aczkolwiek na tą chwilę wiadomo, że nie ma z nimi kontaktu, znajdują się pod ścisłą opieką lekarzy - powiedział rzecznik stołecznych policjantów.

Policja szuka rodziny dzieci, która mogłaby się nimi zaopiekować, kiedy już wyjdą ze szpitala.