Aresztowani uczestnicy piątkowych antyprezydenckich demonstracji w stolicy Ukrainy, Kijowie, będą sądzeni za przestępstwa przeciwko państwu. Taką informację podała wczoraj ukraińska prokuratura. Grożą za to kary od dwóch do 12 lat więzienia. Do wczorajszego popołudnia zatrzymano już ponad dwustu uczestników zajść.

W piątek w Kijowie doszło do największych od lat demonstracji antyprezydenckich. Wzięło w nich udział co najmniej 10 tysięcy osób. W wyniku starć z milicją rannych zostało kilkanaście osób. Demonstranci krzyczeli: "Precz z Kuczmą" i domagali się jego ustąpienia. On sam nie zamierza się jednak podporządkować tym żądaniom. "Nie zamierzam ustąpić z urzędu" - powiedział prezydent Ukrainy w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika "Focus". "Zostałem wybrany przez 16 milionów osób. Co miałbym im powiedzieć? Że trzy tysięcy demonstrantów zmusiło mnie do rezygnacji?" - tłumaczył prezydent. Jego zdaniem manifestacje są celowo nagłaśniane przez opozycję i nie odzwierciedlają rzeczywistych nastrojów wyborców. Po raz kolejny Kuczma zaprzeczył też oskarżeniom, że wydał rozkaz porwania i zamordowania opozycyjnego dziennikarza Georgija Gongadze. "Dlaczego świeżo wybrany prezydent chciałby śmierci mało znanego żurnalisty" - pytał Kuczma. W wyniku piątkowych zajść ranieni zostali demonstranci i przechodnie. Wśród rannych jest również sześciu milicjantów i fotoreporter EPA (Europejskiej Agencji Fotograficznej), trafiony kamieniem. Według miejscowego radia, do szpitala przewieziono też rannego współorganizatora demonstracji, Wołodymyra Czemerysa. Demonstracje zaczęły się niedaleko pomnika ukraińskiego wieszcza Tarasa Szewczenki, pod którym kwiaty z okazji rocznicy urodzin poety miał złożyć prezydent Leonid Kuczma. Prezydent wykazał się przezornością, przybywając na miejsce 1,5 godziny wcześniej. Pomnik został obstawiony przez wojsko i milicję. Kuczma złożył kwiaty i wraz ze swą wyjątkowo liczną obstawą odjechał. Demonstranci od razu zabrali się do "oczyszczania" miejsca, usunęli wiązanki prezydenckie spod pomnika.

Na tym nie koniec

Kolejna demonstracja odbyła się przed gmachem MSW, gdzie domagano się uwolnienia 9 osób zatrzymanych podczas zajść przed pomnikiem. Budynek ministerstwa i strzegących go milicjantów obrzucono setkami jajek. Potem kolumna licząca około 5 tysięcy osób przeszła przez centralne ulice miasta, blokując ruch. Na opozycyjnym mityngu poświęconym pamięci Tarasa Szewczenki jeden z liderów Forum Ocalenia Narodowego, Taras Czornowił oświadczył, że jest to "smutna chwila, gdyż znowu musimy się zastanawiać, czy ukraińska niepodległość przetrwa". Nawiązał w ten sposób do twierdzeń opozycji, że od ubiegłego roku Ukraina niebezpiecznie zbliża się w stronę Rosji. Gdy po spotkaniu demonstranci dotarli przed siedzibę administracji prezydenckiej, doszło znowu do starć. Demonstranci rzucali butelkami i kamieniami w około 200 milicjantów z sił specjalnych, którzy zasłaniali głowy tarczami. Na co najmniej trzech milicjantach zapaliły się mundury, gdy protestujący trafili w nich "koktajlem Mołotowa". Kuczma, który po złożeniu kwiatów opuścił Kijów i udał się na tereny zachodniej Ukrainy nawiedzone przez powódź, zaprzeczył oskarżeniom opozycji, że w piątek rano przed pomnikiem milicja zachowywała się brutalnie, przez co sprowokowała demonstrantów do gwałtownych wystąpień. "Pokusa, by zdobyć władzę wzniecając oburzenie wśród opinii publicznej, zamiast w wyborach, jest niebezpiecznym złudzeniem" - powiedział prezydent. "Takie postępowanie podkopuje święte drzewo państwowości".

A później aresztowania...

W piątkowy wieczór milicja dokonywała aresztowań wśród najaktywniejszych uczestników demonstracji i starć – podają nieoficjalne źródła. Zatrzymano między innymi przywódcę UNA-UNSO, Andrija Szkila. Źródła opozycyjne twierdzą, że w areszcie śledczym ciężko go pobito. Jak powiedział jeden z przywódców opozycji i członek pozarządowej fundacji Swoboda Wyboru, Wład Kaśkiw, aresztowania trwały w całym mieście. "Na dworcu głównym zatrzymano około 100 osób. (...) Wygląda to parszywie". Wiele osób przyjechało na demonstrację spoza Kijowa. Według Associated Press, protesty piątkowe były najkrwawszymi zajściami w Kijowie od roku 1995, kiedy milicja starła się z demonstrantami, usiłującymi pochować patriarchę prawosławnego Wołodymyra w miejscu, na które władze nie chciały wydać zezwolenia.

Czego chcą od Kuczmy?

Opozycja oskarża Kuczmę o korupcję, stosowanie bezprawnych metod walki z przeciwnikami politycznymi i obarcza odpowiedzialnością za zaginięcie w zeszłym roku i śmierć opozycyjnego dziennikarza Georgija Gongadze. Dlatego uważa, że prezydent nie miał moralnego prawa uczestniczyć w uroczystościach rocznicowych największego ukraińskiego poety. Kuczma odrzuca zarzuty opozycji, zwraca uwagę, że w wyborach głosowało na niego 16 milionów ludzi i mówi, iż pewne siły zewnętrzne starają się zdestabilizować kraj.

Apel o powściągliwość...

W zeszłym tygodniu prezydent USA George W. Bush wysłał do Kuczmy posłanie z ostrzeżeniem, że sytuacja na Ukrainie stanowi "sprawdzian przywiązania ukraińskich przywódców do rządów prawa, demokracji i praw człowieka". Jednocześnie administracja USA wyraziła wtedy ubolewanie z powodu stosowania przemocy wobec "pokojowych demonstracji" i ostrzegła, że może cofnąć poparcie dla ukraińskiego prezydenta, jeśli nie będzie on przestrzegać prawa i konstytucji. Kryzys na Ukrainie zaczął się 28 listopada ubiegłego roku, kiedy jeden z przywódców ukraińskiej opozycji, Ołeksandr Moroz ujawnił fragmenty nagrań byłego ochroniarza Kuczmy, który, jak sam twierdzi, przez blisko dwa lata prowadził podsłuch w gabinecie szefa państwa. Według opozycji nagrania mają świadczyć, że Kuczma jest współodpowiedzialny za porwanie opozycyjnego dziennikarza Georgija Gongadze oraz stosowanie bezprawnych metod w walce z opozycją i niezależną prasą. Wczoraj władze Stanów Zjednoczonych zaapelowały do wszystkich stron konfliktu na Ukrainie o powściągliwość. Wezwanie to przedstawił wieczorem na konferencji prasowej w Waszyngtonie rzecznik Departamentu Stanu Richard Boucher. Rzecznik Departamentu Stanu dodał, że "obecna atmosfera polityczna jest dla Ukrainy i jej przywódców sprawdzianem z przywiązania do rządów prawa, demokracji i poszanowania praw człowieka".

foto EPA

07:20