Jest trzymiesięczny areszt dla pary z Radwanic koło Polkowic na Dolnym Śląsku. 35-latka na przełomie czerwca i lipca urodziła dziecko. Nikt nie wie jednak, gdzie jest noworodek. Katarzyna B. usłyszała zarzut narażenia dziecka na utratę zdrowia i życia. Jej 38-letni mąż - zarzut poplecznictwa - dowiedział się reporter RMF FM Bartłomiej Paulus.

Jest trzymiesięczny areszt dla pary z Radwanic koło Polkowic na Dolnym Śląsku. 35-latka na przełomie czerwca i lipca urodziła dziecko. Nikt nie wie jednak, gdzie jest noworodek. Katarzyna B. usłyszała zarzut narażenia dziecka na utratę zdrowia i życia. Jej 38-letni mąż - zarzut poplecznictwa - dowiedział się reporter RMF FM Bartłomiej Paulus.
zdjęcie ilustracyjne /Danny Lawson /PA /PAP

Dziecko urodziło się w nocy z 30 czerwca na 1 lipca. Jak zeznała kobieta, rodziła sama, w pozycji stojącej. Dziecko w trakcie porodu miało uderzyć główką o podłogę. 35-latka nie wezwała pogotowia. Dziecko schowała w pomieszczeniu gospodarczym.

Mężczyzna odmówił składania wyjaśnień. Z informacji uzyskanych od kobiety wiadomo, że był w tym czasie za granicą. Do komórki zajrzał dopiero po powrocie.

Jedna z hipotez zakłada, że dziecko mogło umrzeć po urodzeniu, a jego ciało zostało spalone przez męża kobiety. Prokuratura nie wyklucza także, że noworodek został komuś przekazany - sprzedany.

Parze grozi do 5 lat więzienia.

APA