Na ekrany polskich kin zawitał najnowszy obraz Rona Howarda "Anioły i Demony". W filmie, opartym na powieści Dana Browna, profesor Robert Langdon mierzy się z legendą Iluminatów. W ich ręce wpada rzekomo wykradziona z laboratorium CERN w Genewie kapsuła z antymaterią, która ma doprowadzić do zniszczenia Watykanu. W roli głównej: Tom Hanks, a partnerują mu Ewan McGregor, Stellan Skarsgard, Ayelet Zurer i David Pasquesi.

Czy rzeczywiście jest się czego obawiać? W filmie - z całą pewnością. W życiu już niekoniecznie. Owszem, kapsuła z antymaterią mogłaby być potężną bronią, bowiem zderzenie antymaterii z materią i następująca ich anihilacja przebiega z wydzieleniem olbrzymich ilości energii. Problem w tym, że naukowcom nie tylko w CERN, ale i innych laboratoriach na świecie udało się zgromadzić na razie o wiele za mało antymaterii, by mógł nastąpić jakikolwiek groźny wybuch. Całe jej obecne zapasy wystarczyłyby co najwyżej do... zaparzenia filiżanki kawy.

W związku z fabułą część zdjęć do filmu nakręcono w słynnym ośrodku CERN w Szwajcarii. Tam właśnie powstał Wielki Zderzacz Hadronów, który ma wyjaśnić zagadkę budowy materii. Tu w CERN-ie, zderzając protony, naukowcy szukają ciemnej materii, innych wymiarów, wreszcie "Boskiej Cząstki" - bozonu Higgsa. To byłaby odpowiedź na pytanie o absolutny początek wszechświata. Oczywiście dostojnicy kościelni stawiają opór ludzkiej żądzy wiedzy, dowiadywania się więcej. To napięcie między nauką i religią jest podstawą "Aniołów i Demonów" - mówi reżyser obrazu Ron Howard:

Zdaniem profesora Sławomira Wycecha z Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku, pokazana w filmie atmosfera laboratorium CERN, jest mocno przerysowana. CERN jest otwarty, nie ma żadnej atmosfery tajemniczości - podkreśla:

Profesor Wycech dodaje również, że CERN nie jest instytucją zmilitaryzowaną i nie są tam prowadzone żadne badania zagrażające losom świata. Antymateria zatem, przynajmniej na razie, nam nie zagraża.