"To był atak, który przeprowadził na nas Radosław Sikorski z pomocnikami" - tak trójka byłych posłów PiS tłumaczy się z niejasności w rozliczaniu wyjazdów zagranicznych. Adam Hofman, Adam Rogacki i Mariusz Antoni Kamiński wypowiedzieli się w Sejmie publicznie pierwszy raz od wybuchu afery madryckiej.

Posłowie tłumaczyli, że dopiero teraz odpowiadają na ataki, bo wcześniej nie chcieli zaszkodzić Prawu i Sprawiedliwości na ostatniej prostej kampanii wyborczej. Rogacki, Kamiński i Hofman ostro atakowali marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego - ich zdaniem to właśnie on stoi za kampanią wymierzoną w ich trojkę, ale też w pozostałych posłów nie tylko z Prawa i Sprawiedliwości, którzy są wymieniani, gdy mówi się o nieprawidłowościach przy rozliczeniach podróży.

Byli posłowie Prawa i Sprawiedliwości stwierdzili, że wszystkie wyjazdy rozliczyli zgodnie z przepisami. Ich zdaniem przypadki bilokacji nagłaśniane przez media wynikały z nierzetelności Radosława Sikorskiego i Kancelarii Sejmu w podawaniu dat oficjalnych delegacji posłów. 

Działaliśmy zgodnie z prawem i w oparciu o wewnętrzne regulacje Sejmu RP - mówił Mariusz Antoni Kamiński zaznaczając, że potwierdzają to ekspertyzy prawne. Mówił, że w przypadku wyjazdów zagranicznych posłów nie obowiązuje kilometrówka, ale poseł ma wybór: albo dostaje bilet lotniczy, albo jego ekwiwalent, by "skutecznie dotrzeć na miejsce". Dodał, że takie rozwiązanie obowiązuje od 2009 r. i wprowadziło je Prezydium Sejmu, gdy marszałkiem Sejmu był obecny prezydent Bronisław Komorowski.

Kamiński podkreślił, że ekwiwalentu się nie rozlicza, "o czym bardzo jasno stwierdzono w informacji marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego do dziennikarzy na temat wyjazdów zagranicznych posłów". Podkreślił, że kancelaria Sejmu nie straciła na żadnym z ich wyjazdów ani ich kolegów ani złotówki. Jak tłumaczył, obowiązuje tzw. zasada najniższego ryczałtu, ekwiwalentu. Dodał, że to urzędnicy kancelarii decydują, jaka na dany dzień jest cena biletu lotniczego i na tej podstawie wypłacają posłowi ekwiwalent. "Nie ma żadnej straty po stronie kancelarii Sejmu". Zapowiedział też podjęcie stosownych kroków prawnych przeciwko tym, którzy "używali oszczerstw, podawali nieprawdziwe, niesprawdzone informacje, by nas oczernić"

"Wrobiono nas"

Na początku tego tygodnia Adam Hofman udzielił pierwszego wywiadu prasowego od wybuchu tzw. afery madryckiej. Wrobiono nas, będziemy walczyć - powiedział tygodnikowi "w Sieci". Zrobimy wszystko, by przedstawić opinii publicznej prawdziwy stan rzeczy, zupełnie inny, niż przedstawia to część mediów. Mówię: my, bo poddani linczowi wraz ze mną koledzy są w takiej samej sytuacji - podkreślił.

Adam Hofman stwierdził, że razem z dwoma innymi wyrzuconymi z PiS posłami - Adamem Rogackim i Mariuszem Antonim Kamińskim - nie wypowiadał się na temat afery madryckiej z dwóch powodów. W imię interesu całej formacji uznaliśmy, że musimy zacisnąć zęby i nie dopuścić, by pomiędzy pierwszą a drugą turą uwaga mediów znów skupiła się na nas, a nie na wyborach i propozycjach opozycji. Druga przyczyna była chyba zrozumiała dla każdego - troska o nasze rodziny. One bardzo to przeżywały i potrzebowały chwili wytchnienia po tym, jak spadła na nie ta lawina - tłumaczył. Zaskoczeni zarzutami pod naszym adresem wystąpiliśmy do Kancelarii Sejmu o podstawy prawne rozliczania pracy i wyjazdów parlamentarzystów, przepisy ogólne i wewnętrzne regulacje sejmowe. Jesteśmy po konsultacjach prawnych i mamy solidne ekspertyzy, słowem - rozłożyliśmy całą sprawę na czynniki pierwsze. Z tej perspektywy ohydę całej akcji przeciw nam widać bardzo wyraźnie - dodał. Co więcej stwierdził, że razem z dwoma wyrzuconymi kolegami cały czas działał "w zgodzie z prawem, obyczajem parlamentarnym i powszechnie przyjętymi zasadami". W żadnym z tych setek komentarzy o rzekomych wyłudzeniach, oszustwach, nadużyciach nie było słowa prawdy - ocenił.

Wyrzuceni po podróży do Madrytu

W listopadzie Komitet Polityczny PiS podjął decyzję o wykluczeniu Hofmana, Rogackiego i Kamińskiego z partii. Decyzje miały związek ze służbową podróżą trzech posłów PiS do Madrytu na posiedzenie Komisji Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy - rozpoczętą 30 października. Media donosiły, że w wyjeździe posłom towarzyszyły żony i że z ich udziałem doszło do incydentu na pokładzie samolotu, którym posłowie wracali z Hiszpanii. Media informowały ponadto, że posłowie wzięli na tę podróż kilkanaście tysięcy złotych zaliczki, zgłaszając wyjazd samochodem; w rzeczywistości polecieli tanimi liniami lotniczymi.

Marszałek Sejmu powołał wówczas komisję do spraw zagranicznych wyjazdów parlamentarzystów. Zapowiedział też, że powołany zostanie pełnomocnik ds. procedur antykorupcyjnych oraz wprowadzenie limitu kilometrowego samochodowych podróży poselskich.

(mn)