Były poseł Prawa i Sprawiedliwości Adam Hofman udzielił pierwszego wywiadu od czasu wybuchu tzw. afery madryckiej. "Wrobiono nas, będziemy walczyć" - powiedział tygodnikowi "w Sieci". "Zrobimy wszystko, by przedstawić opinii publicznej prawdziwy stan rzeczy, zupełnie inny, niż przedstawia to część mediów. Mówię: my, bo poddani linczowi wraz ze mną koledzy są w takiej samej sytuacji" - podkreślił.

Adam Hofman stwierdził, że razem z dwoma innymi wyrzuconymi z PiS posłami - Adamem Rogackim i Mariuszem Antonim Kamińskim - nie wypowiadał się na temat afery madryckiej z dwóch powodów. W imię interesu całej formacji uznaliśmy, że musimy zacisnąć zęby i nie dopuścić, by pomiędzy pierwszą a drugą turą uwaga mediów znów skupiła się na nas, a nie na wyborach i propozycjach opozycji. Druga przyczyna była chyba zrozumiała dla każdego - troska o nasze rodziny. One bardzo to przeżywały i potrzebowały chwili wytchnienia po tym, jak spadła na nie ta lawina - tłumaczył. Zaskoczeni zarzutami pod naszym adresem wystąpiliśmy do Kancelarii Sejmu o podstawy prawne rozliczania pracy i wyjazdów parlamentarzystów, przepisy ogólne i wewnętrzne regulacje sejmowe. Jesteśmy po konsultacjach prawnych i mamy solidne ekspertyzy, słowem - rozłożyliśmy całą sprawę na czynniki pierwsze. Z tej perspektywy ohydę całej akcji przeciw nam widać bardzo wyraźnie - dodał. Co więcej stwierdził, że razem z dwoma wyrzuconymi kolegami cały czas działał "w zgodzie z prawem, obyczajem parlamentarnym i powszechnie przyjętymi zasadami". W żadnym z tych setek komentarzy o rzekomych wyłudzeniach, oszustwach, nadużyciach nie było słowa prawdy - ocenił.

Zdaniem Hofmana w politycznym i medialnym przekazie dotyczącym wyjazdów posłów pojawiło się wiele przekłamań. Nikt nawet nie sprawdził, czy coś takiego jak "kilometrówka" w ogóle istnieje. W naszym przypadku nie ma czegoś takiego. Z punktu widzenia przepisów Kancelarii Sejmu nie ma żadnego znaczenia, jakim środkiem transportu poseł jedzie za granicę. Do wyboru ma wyłącznie dwie opcje: zakup biletu przez Kancelarię Sejmu lub ekwiwalent gotówkowy w wysokości odpowiadającej cenie najtańszego biletu lotniczego na danej trasie - wyliczał parlamentarzysta w rozmowie z "w Sieci". Niezależnie, czy poseł wyprawia się samochodem, rowerem, pociągiem, czy idzie pieszo, zawsze, zawsze dostaje tylko i wyłącznie zwrot w wysokości najtańszego biletu lotniczego. Kancelarii Sejmu nie interesuje też, czy jechał sam, czy z kimś, bo nigdy nie zapłaci za podróż posła więcej, niż zapłaciłaby, gdyby sama kupiła bilet. Nikt nie żąda od posła żadnych wyliczeń, faktur za paliwo, kosztów amortyzacji czy tłumaczenia się, czy poseł wydał mniej, czy więcej. Dostaje tyle, ile kosztuje najtańszy bilet lotniczy - przekonywał.

Hofman odpowiedział w wywiadzie na pojawiający się od wybuchu afery zarzut, dlaczego on, Kamiński i Rogacki, wiedząc, że polecą do Madrytu, złożyli wniosek sugerujący podróż samochodem. Nie ma "karty podróży samolotem", "karty podróży pociągiem" czy innych druków. Postąpiliśmy uczciwie i prawidłowo: kupiliśmy bilety lotnicze, a następnie złożyliśmy standardowy wniosek, który się składa za podróż innym środkiem, niż kiedy bilet zakupiony jest przez Kancelarię Sejmu. Przy czym w przypadku podróży do Madrytu de facto decyzja o skorzystaniu z samolotu zapadła w ostatniej chwili - stwierdził.

Kontrowersyjny wyjazd do Madrytu

Adam Hofman, Mariusz Antoni Kamiński oraz Adam Rogacki wyjechali służbowo do Hiszpanii 30 października. Media donosiły kilka dni później, że w wyjeździe posłom towarzyszyły żony i że z ich udziałem doszło do incydentu na pokładzie samolotu, którym posłowie wracali z Madrytu. Informowały ponadto, że Kamiński i Hofman wzięli na tę podróż kilkanaście tysięcy złotych zaliczki; posłowie PiS mieli zgłosić wyjazd samochodem, ale w rzeczywistości polecieć tanimi liniami lotniczymi.

W wydanym po wybuchu afery wspólnym oświadczeniu posłowie stwierdzili, że zarzuty formułowane pod ich adresem są nieprawdziwe. "Oświadczamy  że wszelkie supozycje podważające naszą rzetelność, nie polegają na  prawdzie i są rozpowszechniane w celu poniżenia nas w oczach opinii  publicznej oraz formułowania krzywdzących opinii, oczekiwanych przez  polityczną konkurencję" - napisali. Zastrzegli też, że zwrócili zarówno pieniądze na przejazd, jak i pobrane diety.


"Panowie zrobili sobie wielką krzywdę"

Zachowanie zawieszonych parlamentarzystów ostro i jednoznacznie potępił prezes PiS Jarosław Kaczyński. Nadużycia związane z groszem publicznym są absolutnie nie do przyjęcia - ocenił w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w RMF FM. Panowie zrobili sobie wielką krzywdę - dodał. Panie redaktorze, nie ma formacji idealnych. Nikt nie jest jasnowidzem, nikt nie potrafi powiedzieć, kim naprawdę są ludzie, którzy się do partii zgłaszają i w niej działają - tłumaczył. Kilka dni później posłowie zostali wyrzuceni z Prawa i Sprawiedliwości. Nie skorzystali z możliwości odwołania się od tej decyzji.

(mn)