Szokujący przykład tego, jak działa w Polsce system ratownictwa medycznego. Aż 12 szpitali odmówiło przyjęcia młodego mężczyzny, który złamał kręgosłup podczas skoku z pomostu do jeziora.

Wypadek wydarzył się w Węgrowie w województwie mazowieckim. 20-letni Darek trafił do szpitala w Poznaniu – prawie 400 kilometrów od miejsca zdarzenia, ponieważ w innych specjalistycznych placówkach, które znajdowały się bliżej Węgrowa, odmówiono mu pomocy.

Ja nie wiedziałem, czy tam płytko czy głęboko jest, tylko rozpędziłem się i skoczyłem. Już nie wyszedłem. Koledzy mnie wyciągnęli. Płakałem cały czas. Mówili mi, że z tego nic nie będzie - powiedział 20-latek.

Miał złamany kręgosłup szyjny oraz objawy neurologiczne w postaci niedowładu kończyn górnych i dolnych. (…) W tej chwili jest po operacji. Nastąpiła znaczna poprawa. Siła nóg wróciła niemal do normy. Utrzymuje się jeszcze niedowład rąk, ale również jest mniejszy niż przy przyjęciu - powiedział RMF FM dr Michał Wieloch.

Lekarz opiekujący się 20-latkiem zaznaczył, że im krótszy czas transportu tym lepiej. Im więcej czasu upłynie od czasu urazu, tym szansa na uzyskanie poprawy się zmniejsza.

Zastępca dyrektor Szpitala Klinicznego nr 2 w Poznaniu Stanisław Szczepaniak powiedział, że lekarze z jego placówki nawet się nie zastanawiają nad tym, dlaczego 20-latek otrzymał pomoc dopiero 400 kilometrów od miejsca wypadku. Być może są to problemy z tym, jak system opieki zdrowotnej w Polsce jest skonstruowany - zaznaczył.