Bydgoska prokuratura sprawdzi przypadek pacjentki, której nie chciały przyjąć dwa bydgoskie szpitale. Nieprzytomną kobietę karetka woziła od szpitala do szpitala. Po dwóch godzinach kobieta trafiła wreszcie na stół operacyjny z rozpoznaniem krwiaka mózgu. Po kilku dniach pacjentka zmarła.

Szpital im. Biziela tłumaczy się, że w tym dniu nie miał ostrego dyżuru na neurochirurgii. Jednak to właśnie ta placówka była najbliżej, a pacjentka w stanie zagrożenia życia – nieprzytomna i ze wstrzymanym oddechem. Nie zważając na to, szpital przez radio odmówił przyjęcia pacjentki.

Karetka pojechała więc do szpitala klinicznego. Tam jednak był zepsuty tomograf kopmuterowy. Pacjentka znowu jedzie do szpitala im. Biziela na badanie tomografem. Tamtejszy neurolog ponownie odmawia przyjęcia kobiety. Znowu jedzie więc do klinik, gdzie trafia w końcu na stół operacyjny.

Jeśli jest zagrożenie życia, nie wolno odmawiać świadczenia, które w tym momencie ratuje życie. Jeżeli są to groźne schorzenia, to wiadomo, że czas odgrywa bardzo ważną rolę - mówi rzeczniczka kasy chorych Barbara Nawrocka.

W tym przypadku szpital im. Biziela był najbliżej. Nie wiadomo, czy pacjentka żyłaby, gdyby od razu trafiła na stół operacyjny. Jasne jest jednak, że mogła tam trafić szybciej.

Przypomnijmy: w Częstochowie trwa wyjaśnianie okoliczności śmierci 79-letniego pacjenta, który zmarł w karetce pogotowia. Wcześniej 9 szpitali odmówiło przyjęcia mężczyzny z ciężkim zawałem serca na oddział intensywnej opieki medycznej. Szpitale tłumaczyły się brakiem wolnych respiratorów.

Wczoraj do Częstochowy przyjechał krajowy konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej, który również bada sprawę. Rozmawiał z nim reporter RMF Tomasz Maszczyk. Posłuchaj relacji:

08:25