Powalone linie wysokiego napięcia, zerwane dachy, powyrywane z korzeniami drzewa – to skutki pierwszego uderzenia huraganu Frances, który nad ranem czasu polskiego dotarł na wybrzeże Florydy.

2 mln mieszkańców stanu jest bez prądu. Kulminacyjne uderzenie Frances jest spodziewane za kilka godzin, a już teraz siła wiatrów przekracza 150 kilometrów na godzinę. Meteorolodzy ostrzegają, że w miarę jak huragan będzie się przesuwał w głąb stanu, jego siła będzie rosła, a liczba towarzyszących mu tornad będzie się zwiększać.

W stan najwyższej gotowości postawiono stanowe służby medyczne i ratownicze. W najbardziej zagrożonych rejonach nie wolno wyjeżdżać na drogi, a władze hrabstwa Miami-Dade zagroziły, że każdemu pracodawcy, który zmusi teraz pracowników do przyjścia do biura grozi oskarżenie o narażenie na niebezpieczeństwo.

Prezydent George W. Bush ogłosił na Florydzie stan klęski żywiołowej, dzięki czemu rejony najbardziej dotknięte przez Frances będą mogły liczyć na fundusze federalne przy usuwaniu skutków huraganu. Jakie będą ich rozmiary, dopiero się przekonamy, bo apogeum huraganu przewidywane jest na przedpołudnie czasu polskiego.