Wspólny program komputerowy, dyspozytorka pogotowia ratunkowego w straży pożarnej, szybka łączność i szybsza pomoc dla ofiar wypadków - takie były założenia gdy tworzono Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Słupsku. Niestety rzeczywistość okazała się inna.

Centrum zostało rozwiązane, bo na jego prowadzenie nie ma pieniędzy. Teraz wszystkie służby, tak jak było to przed laty, działają osobno. Gdy potrzebujący pomocy wzywa pogotowie, dyspozytorka wysyła na miejsce karetkę, a później informuje straż pożarną. Dyrekcja pogotowia twierdzi, że pacjenci nie ucierpią.

Dyrektor słupskiego pogotowia, Janusz Grocholski: To centrum zostało utworzone w celu poprawy kontaktu wzywających strażaków z zakładami pogotowia. Natomiast sprzęt, który istniał, musiał być przetestowany. Przeprowadzone próby przez 8 – 9 miesięcy wykazały jednak, że istnieją dość duże zawodności w jego działaniu. W związku z tym wróciliśmy do pierwotnego sytemu działania, czyli tam, gdzie są zespoły wyjazdowe, tam są i dyspozytorzy.

Dyrektor Grocholski zapewnia, że odpowiednie służby zareagują na czas również wtedy, gdy do katastrofy dojdzie w innym powiecie. Jednak strażacy mają inne zdanie. Uważają, że likwidacja centrum to porażka, gdyż szybka informacja decyduje o życiu.

FOTO: Archiwum RMF

23:55