Prokuratura przedłuża śledztwo w sprawie powodzi w Gdańsku. W lipcu dach nad głową straciły tysiące ludzi, straty wyrządzone przez kataklizm oszacowano na ponad 200 milionów złotych. Właśnie mijają trzy miesiące od wszczęcia postępowania w sprawie nieumyślnego sprowadzenia katastrofy zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu znacznej wartości.

Jednak - jak się okazuje - 90 dni to w ocenie prokuratorów za mało na wyjaśnienie tej sprawy. Śledztwo wykazało pewne nieprawidłowości i dlatego zostało przedłużone. Po pierwsze, postępowanie wykazało, że latami zaniedbywano kanał Raduni, który w lipcu woda przerwała w kilku miejscach. Gdyby był lepiej utrzymany, straty byłyby znacznie mniejsze. Po drugie, na górnych tarasach Gdańska, nad dotkniętymi powodzią dzielnicami Orunią i św. Wojciechem zbudowano betonowe osiedla mieszkalne, a nie pomyślano o zbiornikach retencyjnych, do których spływałaby deszczówka. Wcześniej woda po prostu wsiąkała w ziemię. I podstawowe pytania: „Czy w miarę tych finansów, jakimi dysponowało miasto, czy one były należycie dzielone i przeznaczone na tę sprawę. Czy był przyjęty taki priorytet w budżecie miasta jak i również w budżetach urzędów wojewódzkich” – pytała prokurator Barbara Sworobowicz, prowadząca tę sprawę. Niestety, jak na razie kończy się na pytaniach. „Wciąż zbieramy materiały. Na zarzuty dla konkretnych osób jest za wcześnie” – dodała pani prokurator. Tak naprawdę nie wiadomo czy w ogóle będą jakieś zarzuty. Okazuje się bowiem, że odpowiedzialność się rozmywa, a urzędnicy zasłaniają się brakiem pieniędzy na zabezpieczenia przed skutkami powodzi i ulewą, która zdarza się raz na 300 lat.

Opolszczyzna, rok 1997 - była powódź, winnych brak

Na Opolszczyźnie aż przez dwa lata szukano winnych powodzi stulecia, która nawiedziła ten region w 1997 roku. Mimo drobiazgowego postępowania nikomu nie przedstawiono zarzutów, choć sprawdzono wszystkie przypadki, w których mógł zawinić człowiek. Uzasadnienie umorzenia śledztwa spisano na ponad stu stronach maszynopisu. Prokuratorzy sprawdzali dlaczego została zatopiona Nysa, którą na co dzień chronią dwa zbiorniki retencyjne. Badali czy ktoś celowo wysadzał w powietrze wały przeciwpowodziowe pod Opolem, kto jest winien zalania Kędzierzyna-Koźla i czy wrocławskie służby „meteo” nie przekazywały informacji na temat zbliżającego się kataklizmu. W żadnym przypadku nie znaleziono winnych! W umorzeniu postępowania napisano także o nie notowanych opadach atmosferycznych, o niespotykanych podwyższeniach poziomów rzek oraz o nieprzygotowanych obiektach hydrotechnicznych z lat 20-30. Przesłuchano kilkuset świadków, grono specjalistów spoza województwa opolskiego przygotowało szereg ekspertyz i opinii. Akta sprawy liczyły 71 tomów. Prokuratura uznała, że wobec lipcowego kataklizmu ludzie byli bezsilni. Wykluczono celowe wysadzania wałów. W czasie powodzi mówiono, że przerwane umocnienia w Boguszycach miały uratować Śródmieście Opola kosztem zatopienia osiedla Zaodrze. Jednocześnie prokuratura stwierdziła pewne uchybienia w działaniach niektórych urzędów i instytucji oraz w planach operacyjnych komitetów przeciwpowdziowych. Tylko nieliczne były wyjaśniane na podstawie prawa cywilnego lub prawa pracy.

foto Archiwum RMF

11:00