Włodzimierz Cimoszewicz zdecydował, że Sejm zajmie się pracami nad ustawą pozostawiającą górnikom obecne przywileje emerytalne. Marszałek zmienił zdanie w tej sprawie. Wcześniej pod wpływem zamieszek chciał zerwać umowę zawartą ze związkowcami.

Marszałek Cimoszewicz zmienił swoją decyzję, choć manifestacja przed Sejmem przerodziła się w górnicze zamieszki z policją. Jak mówi, prace nad górniczym projektem ustawy będą kontynuowane, bo sprawa dotyczy dużej grupy zawodowej. Uważam, że odrzucenie tej uchwały byłoby zbyt szybką decyzją. W ten sposób grupa pijanych osób decydowałaby o sytuacji dużej grupy zawodowej, a tak być nie powinno - mówi marszałek. W ten sposób Sejm będzie debatował nad obecnym wiekiem emerytalnym górników.

Wcześniej sejmowa komisja polityki społecznej zdecydowała, że zarekomenduje Sejmowi zajęcie się utrzymaniem obecnego systemu emerytur dla górników; kwestię górniczych emerytur wyłączono z całego projektu ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.

Przypomnijmy, że początkowo marszałek Sejmu nie dopuścił tematu górniczych emerytur do porządku obrad Sejmu, tłumacząc, że wniosek nie spełnia wymagań regulaminowych. Potem jednak pod wpływem nacisku związkowców zmienił zdanie.

Górnicy w zamian za obietnicę zajęcia się ich sprawą spuścili nieco z tonu i złagodzili swoje stanowisko - przystali, aby przywileje emerytalne obejmowały jedynie górników pracujących pod ziemią, a nie dotyczyły już górniczych związkowców.

Decyzja marszałka i sejmowej komisji polityki społecznej jest swoistą "przedwyborczą kiełbasą", która ma zapewnić poparcie posłom w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Natomiast górnicy wykorzystali przedwyborczą koniunkturę. Nic byśmy dzisiaj nie załatwili, gdyby nie było tych górników - mówi jeden ze związkowców.

Jednak decyzja ta to dopiero pierwszy krok całej ustawodawczej machiny proceduralnej. W środę nad ustawą zaczną debatować posłowie, a później trafi ona do Senatu.

Górnicze zamieszki
Protest górników zaczął się wczoraj wcześnie rano. Z Torwaru pod budynek Sejmu przyszło 8 tys. związkowców. Górnicy przynieśli ze sobą trumnę z napisem: "Górnik, + 65 lat". Jesteśmy zdesperowani, jeśli będziemy musieli pracować do 65. roku życia, będą nas wywozić spod ziemi w trumnach - mówił jeden z manifestujących.

Od czasu do czasu wybuchały petardy i świece dymne, słychać było syreny; w kierunku policjantów poleciały tępe przedmioty - metalowe nakrętki oraz świece dymne. Rzecznik stołecznej policji twierdzi, że dwóch policjantów zostało rannych.

Pierwsze rozmowy z marszałkiem Sejmu rozpoczęły się o godz. 10. Później do związkowców i Włodzimierza Cimoszewicza dołączyli członkowie rządu. Na rezultaty negocjacji przed gmachem parlamentu na Wiejskiej czekało tysiące górników. Jak przyjęli uzgodnienia, posłuchaj w relacji Miry Skórki:

Najpierw czekali w spokoju, ale kiedy jeden z działaczy wyszedł do nich, mówiąc, że na głosowanie ustawy trzeba będzie poczekać parę dni, nie wytrzymali - przewrócili barierki i zaatakowali policjantów. W stronę funkcjonariuszy poleciał węgiel, kaski, drzewce i butelki. Doszło do bijatyki. Do akcji wkroczyły wozy bojowe. Policja użyła armatki wodnej, gazów łzawiących i prawdopodobnie gumowych kul. Przed Sejm podjechały także karetki pogotowia na sygnale.

W wyniku zamieszek rannych zostało 37 policjantów i 7 górników. Zatrzymano 69 demonstrantów. Jak mówi rzecznik Stołecznej Komendy Policji, Mariusz Sokołowski, użycie siły względem górników było koniecznością, bo zadaniem policji jest niedopuszczenie do łamania prawa. Posłuchaj:

Do zamieszek doszło, mimo że związkowcy otrzymali obietnicę, że Sejm na rozpoczynającym się ostatnim posiedzeniu tej kadencji zajmie się górniczymi emeryturami. Górnicy tłumaczą wzbudzenie zamieszek aktywnością kilku prowokatorów. Prosiłem o spokój, ludzie to zrozumieli. Natomiast była grupa manifestujących, chyba młodzież, która zaatakowała policjantów z boku, a reszta ruszyła w ich ślady - mówi jeden z organizatorów demonstracji.

Zamieszki skończyły się po południu. Potem górnicy w asyście policji przeszli w stronę Torwaru, gdzie czekały na ich autokary, które zawiozły ich z powrotem na Śląsk.

A górnicy manifestowali przeciwko nowym przepisom, które mają wejść w życie za kilkanaście miesięcy. Zgodnie z nimi górnik mógłby odejść na emeryturę dopiero po ukończeniu 65. roku życia i to bez względu na liczbę lat przepracowanych pod ziemią. Obecnie górnik dołowy odchodzi na emeryturę po przepracowaniu 25 lat. Górnicy chcieli, by jeszcze przez 3 lata obowiązywały obecne uprawnienia.

Według organizatorów, do stolicy miało zjechać 10 tys. osób. Kilka pojazdów jednak zawrócono. W podwarszawskich Jankach policja sprawdzała wjeżdżające autokary.