Premier przekonuje nas, że wejście Polski do europejskiego paktu o dyscyplinie budżetowej przynosi nam korzyści. Ale szczyt w Brukseli przynosi też szereg wątpliwości - na przykład, kto miałby kontrolować nasze państwowe pieniądze.

Czy będzie to instytucja wyłącznie międzyrządowa, gdzie decydować będzie interes silniejszych? Czy uwzględniona zostanie Komisja Europejska, która gwarantuje, że brany jest pod uwagę wspólny, europejski interes - a więc także interes słabszych i mniejszych? Kolejne pytanie - czy umowa doprowadzi do unii fiskalnej, czyli ujednolicenia podatków, co oznaczałoby, że Polska straci swoje walory dla inwestorów? Dlaczego Polska, która jest krajem biednych Europejczyków, ma robić "zrzutkę" na tych, co źle gospodarowali ? Dlaczego motorem integracji mają być Niemcy? Czy tylko dlatego, że to największy kraj i potencjalnie mają najwięcej pieniędzy do wyłożenia? Czy nie trzeba w Polsce przeprowadzić referendum teraz, lub przed wejściem do euro? Bo nie do takiej Unii Polacy wchodzi, gdy powiedzieli "tak" członkostwu we Wspólnocie Europejskiej. Po co narzuca się takie tempo tak głębokich zmian? Rynki finansowe wcale się nie uspokoją słysząc o podziale, a więc może chodzi o przejęcie władzy w Unii?

Obawiam się, że nie na wszystkie z tych pytań otrzymamy odpowiedzi.