Skarb Państwa chce odzyskać od firm farmaceutycznych ok. 5 mld zł za zawyżanie wartości celnej, dzięki czemu firmy, hurtownie i apteki uzyskiwały nienależne im pieniędze z refundacji, VAT-u i marż. Według firm pozwalały na to przepisy.

Jednym słowem państwo dopłacało do farmaceutycznego interesu miliardy złotych. Sprawa w dużym uproszczeniu wyglądała tak: firma umawiała się z resortem zdrowia w sprawie maksymalnej ceny danego leku, np. 100 złotych. Później jednak firma otrzymywała od swojej zagranicznej centrali znaczny rabat i nagle okazało się, że prawdziwa wartość leku to zaledwie 50 złotych.

To właśnie od takiej sumy powinny być naliczane marże, VAT, który można było odzyskać i dopłaty w ramach refundacji. W rzeczywistości obowiązywała zawyżona cena. Wszystko działo się jednak w majestacie prawa: Mamy klasyczne wpuszczenie firmy w pułapkę legislacyjną. Przez 7 lat były przepisy, które dopuszczały wyraźnie udzielanie rabatu i wszystkie firmy się do tego stosowały - mówi prawnik Wojciech Kozłowski.

Jak podkreśla, przepisy umożliwiające zawyżanie cen zlikwidował dopiero Leszek Balcerowicz. Firmy uznały jednak, że wykreślenie nie oznacza jednak zakazu i dalej stosowały podejrzane praktyki. W przekonaniu, iż nie łamią prawa utwierdził je także... jeden z urzędników resortu finansów. W piśmie z maja 2000 roku stwierdził, że wykreślenie przepisów nic nie zmienia.

Konsekwencjami tej wojny państwo kontra przemysł farmaceutyczny mogą być długie procesy, najpierw w Polsce przed NSA, a potem – jeśli będzie trzeba – nawet w Strasburgu. Będą też kontrole w resorcie zdrowia, finansów i w firmach, które importowały drogie leki. A wszystko to potrwa bardzo, bardzo długo...

05:25